Pięć tysięcy kilometrów na sekundę - Manuele Fior

PIĘĆ TYSIĘCY UCZUĆ NA SEKUNDĘ


Pierro i Lucy. Miłość. Wkraczanie w dorosłość. Odpowiedzialność. Starzenie się. Odkrywanie tego co jest ważne, co boli, co zmienia i co daje nadzieję. Szukanie. Ludzie. Rodzina, marzenia. Jednym słowem życie.


Tak po krótce mogę streścić fabułę powieści graficznej Manuele’a Fiora, architekta, którego pierwsze komiksy ukazywały się w tak prestiżowych pismach, jak „The New York Times” czy „Rolling Stones”. „Pięć tysięcy kilometrów na sekundę” przyniosło mu nagrodę dla najlepszego komiksu na cenionym festiwalu w Angoulême i jak się okazuje po lekturze tego albumu, absolutnie zasłużenie.


Komiks o miłości i życiu to komiks niszowy. Czasem zdarzają się rzeczy, które zdobywają rozgłos, uznanie, ale to naprawdę rzadkość. Wystarczy wymienić choćby serię „Strangres in Paradise” (ponad 10o0 zeszytów i nagrodą Eisnera) czy „Ghost World”, które doczekały się więcej, niż niewielkiego grona czytelników. A jakie tytułu poza tym? Każdy potrafi wymienić na pęczki historie o superbohaterach w przyciasnych trykotach, które, jak większość popowych opowiastek, prawie nie wybijają się ponad przeciętność, podczas, gdy zapomniane zostają opowieści naprawdę wielkie i ambitne. A do nich właśnie zalicza się „Pięć tysięcy…”.


O fabule, jak o ludzkim życiu, trudno powiedzieć coś konkretnego, żeby nie popaść w ogólniki, a zarazem nie powiedzieć zbyt wiele. Historia opowiedziana w tym albumie, to po prostu opowieść o ludziach. Dostarcza emocji i wzruszeń, czasem goryczy. Dużo tutaj prawdy, dużo psychologia i szczerości, a zarazem lekkości ich zaserwowania i talentu w pokazaniu zwyczajności w fascynujący sposób.


Strona graficzna jest prosta, ale w tej prostocie skuteczna u urzekająca. Kreska jest stonowana i delikatna, kojarząca się z filmem animowanym „Trio z Belville”, ale także „Persepolis”, pastelowe barwy dobrane idealnie, klimatyczne i wystylizowane. Tam, gdzie tego potrzeba, uderza nas realizm, tam gdzie realizm jest zbędny, zakrada się senna wręcz wizja. A czytelnik, za każdym razem jest zachwycony i chce więcej, nawet – a może w szczególności – wtedy, kiedy przerzucił już ostatnią stronę. Tę ostatnią, pozostawiającą go z pytaniem: jak długo (i jak wiele), przetrwać może miłość?


Do tego dochodzi tradycyjne dla KG świetne wydanie i przystępna cena.


I…


I cóż tu więcej rzec, jeśli nie tylko tyle, że polecam ten album każdemu, kto ceni poważne, ważkie i trudne opowieści, niosące ze sobą coś więcej niż tylko dialogi i ilustracje. Opowieści, które zapadają w pamięć i serce, i do których ciągle się wraca. 

Komentarze