Księżyc w nowiu - Stephenie Meyer


OCH BELLO, OCH EDWARDZIE, TOM 2


Bella i Edward są ze sobą. Przez chwilę. Ed rzuca Bells i wyjeżdża z rodziną. Bells pogrąża się w rozpaczy. Zaprzyjaźnia z Jackobem i zaczyna narażać życie, bo odkrywa, że w przypływie adrenaliny miewa wizje z Edwardem...


Stephenie Myers nie umie pisać. To fakt, który trzeba zauważyć już na początku. To, że zrobiła sukces, to wielka zasługa speców od marketingu, którzy na siłę uczynili z niej zastępstwo na puste miejsce pozostawione w literaturze po skończeniu Harry'ego Pottera. Niestety do Harry'ego Sadze Zmierzch jest nie tyle daleko, co skrajnie nie osiągalnie. Poza tym sama fabuła nie ma w sobie nic oryginalnego, zaskakującego czy intrygującego. Autorka nie dość, że z dwójki głównych bohaterów zrobią nierealne w najmniejszym stopniu postacie, o skrajnie głupich zachowaniach i absolutnym braku logiki w tym, co robią (Edward ma już 110 lat, a wydaje się głupszy niż kilkuletnie dziecko - czyżby wampiryzm pozbawiał mózgu? Niestety nie. Bowiem i Bella i Jackob i wiele wiele innych postaci jest tak samo idiotycznych, papierowych i sztampowych, że fakt ten, aż boli). A jakby tego było mało, nie kontroluje fabuły, gubiąc się w niej (nie tylko w błędach wytkniętych jej w przypisach przez tłumaczkę) i tworząc coraz to nowe nielogiczności, choć ta treść akurat jest tu prosta jak drut - widać Stephenie to przypadek kobiety, która jadąc prostą pusta drogą, rozbiłaby się na jedynym rosnącym na przestrzeni setek kilometrów drzewie.


Nie mniej, pomimo tych całych moich narzekań, nie jest to wcale aż taka zła książka. Bardzo zła jest tylko w zestawieniu z tym, na jaką ją kreowano. Czyta się ją nieźle. Nie bez bólu, ale znośnie. I w miarę szybko. Są momenty udane - te bardziej obyczajowe, ale nie jest ich wiele. Idiotyzmów jest tu mnóstwo, główny wątek, czyli miłość, jest tak mdły, nieprawdziwy, żenujący i pozbawiony... właściwie wszystkiego, co mogłoby uczynić z niego zachwycającą historię... da się przeczytać, ale nic więcej.


Kto więc jest odporny na skrajną głupotę i naiwny, może pokochać tę książkę, ale Ci, którzy cenią sobie wartości literackie, niech nawet nie próbują sięgać po "Księżyc...". Chyba, że dla przekonania. Tak jak ja.


Czy sięgnę po trzeci tom? Pewnie tak, kupiłem całą sagę i zamierzam ja doczytać do końca, ale na razie muszę odpocząć. Długo odpocząć.

Komentarze