American Jesus, Volume 1: Chosen - Mark Millar, Peter Gross

AMERYKAŃSKI JEZUS, KSIĘGA PIERWSZA: WYBRANIEC


Jodie jest normalnym dwunastolatkiem., którego poznajemy w chwili wyprawy wraz z kumplami po wyrzucony pornos, o którym słyszeli od kolegów. Gdy mają minąć most, dochodzi do wypadku i na Jodiego spada osiemnastokołowa ciężarówka. Chłopak wychodzi z tego bez szwanku, ale zaczynają się wokół niego dziać dziwne rzeczy. Uzdrowienia, cuda… Z nauczycielami rozmawia jak równy z różnym, niczym Jezus w Świątyni, gdy miał tyle lat, co on. Gdy na jaw wychodzi jego niepokalane poczęcie i fakt, że jest Chrystusem odrodzonym, zaczyna się szał, ale także i przemiana samego Jodiego. Całości sprzeciwia się lokalny ksiądz, który po wielu tragediach stracił wiarę. Ale czy Jodie to naprawdę nowy Mesjasz?


Komiks amerykański i religia to nie nowy temat. Przenoszenie w czasy obecne cudów i postaci Chrystusa nie jest niczym nowym, a w „Kaznodziei” przekroczono wszelkie granice. „American Jesus” na tle wspomnianej serii nie szokuje, ale nie o szok tutaj chodziło, a o prawdę. Millar, autor, który za cel obrał sobie odświeżyć status quo wszelakich bohaterów i pokazać ich w obecnych realiach, wziął tym razem na warsztat kwestię jak wyglądałoby życie Jezusa, gdyby odrodził się w naszych czasach jako zwykłe dziecko. Nie obyło się bez kontrowersji, ale już samo ruszenie tematu takie jest. Millar zaserwował jednak coś, czego zabrakło Ennisowi przy tworzeniu „Kaznodziei” – szacunek i powstrzymanie się od epatowania bezsensownymi kontrowersjami.


Jaki jest Chrystus w wykonaniu MM? Przede wszystkim nastolatkiem jakich wiele. Rozmnażanie snickersów, przemiana wody w wino… Pierwsza reakcja Jodiego na to, że ma moc czynienia cudów jest taka, że stał się mutantem, jednym z X-Menów. Próba zrozumienia Pisma Świętego zaś prowadzi do analogii ze „Star Warsami” (zupełnie, jakby fragment ten zrobił sam Kevin Smith). Przemiana Jodiego także jest powolna, a walka o zachowanie czystości w czasach, gdzie seks atakuje ze wszystkich stron wydaje się niemożliwe, ale on walczy nadal, choć nie brak mu słabości.


Postać duchownego także jest intrygująca. Z nim wiąże się najwięcej kontrowersji, ale zarazem prawd. Jak choćby w scenie, gdzie w kościele pozostali tylko niewierzący, którzy chodzą tam na pokaz, a prawdziwi chrześcijanie podążyli za Jezusem odrodzonym. Bezczelne to nieco piętnowanie naszych wad, ale wartościowe i warte zgłębienia.


Scenariusz scenariuszem, ale pozostaje strona graficzna. Rysunek jest prosty, ale tym bardziej znakomity. Podobnie kolor, bliski tradycyjnemu malowaniu farbami, choć  nie pozbawiony komputerowych, z głową położonych elementów. Kadry, choć minimalistyczne, pełne są także symboliki, której znakiem rozpoznawczym stają się słupy energetyczne wyglądające jak krzyże.


Jak to się skończy? Nie wiadomo, Millar pracuje właśnie nad tomem drugim, ale jak skończy się ta recenzja, nie powinno nikogo dziwić. Album bowiem polecam każdemu, kto lubi rzeczy ważne, ważkie i mocna, a nie boi się odwagi twórców.

Komentarze