Galop ’44 - Monika Kowaleczko-Szumowska


A IMIĘ JEGO CZTERDZIEŚCI I CZTERY


Co byś zrobił, gdybyś znalazł się w powstaniu? Walczyłbyś?

Takie pytanie zadaje nastoletni Mikołaj swojemu starszemu o cztery lata bratu, Wojtkowi. Pytanie nie jest bezzasadne. W trakcie rocznicowej wycieczki do Muzeum Powstania Warszawskiego, wchodząc do repliki kanału, odkrywa, że może w ten sposób przenieść się w sam środek walk powstańczych roku 1944. Mikołaj uważa, że by walczył, Wojtek najchętniej by uciekał. Kiedy jednak pewnego dnia trafia za bratem w przeszłość, a potem zmuszony jest powrócić po raz kolejny, by go odnaleźć, po tym, jak chłopiec znika, życie konfrontuje jego poglądy.


Co znajdzie w samym środku powstania? Czy w szaleństwie walk i wszędobylskiej, bezsensownej śmierci, w jałowej ziemi napojonej krwią poległych, może narodzić się miłość i zakwitnąć szczęście?


Moda na powstańcze opowieści to domena ostatnich lat. Można wręcz mówić o przesycie rynku tym tematem, ale pośród zalewu pozycji znaleźć można także takie, które wciąż potrafią się wyróżnić. „Galop ‘44” jest jedną z nich, choć właściwie można zapytać: Dlaczego? Co w nim  jest innego? Mało to książek o wędrówkach w czasie, mało opowieści o dzieciach, które zagubieni w niesprzyjających okolicznościach muszą sobie poradzić, dojrzewając przy tym? Najwyraźniej mało, a na pewno mało takich, które oferowałyby coś o wiele więcej ponad samą rozrywkę. To co zaś stanowi o sile powieści Moniki Kowaleczko-Szumowskiej, to prawda. Fikcyjną fabułę osnuła bowiem na prawdziwych historiach powstańczych, wspomnieniach o prawdziwych ludziach, z których wielu nie zdołało przeżyć pamiętnego zrywu, i uświadomienie sobie tego kluczowego faktu, jest dla czytelnika jak kontakt głowy z obuchem siekiery. Poza tym zamiast skupiać się na relacji historycznej, która jako prezentacja ogółu, mimo całego tragizmu, straciłaby na sile wyrazu, zastosowała świetnie sprawdzający się od dawna motyw koncentracji na wybranych bohaterach, których emocjami żyje czytelnik.


Wyszła z tego wspaniała i mądra książka, pięknie wydana, która wciąga poprzez operowanie atrakcyjnymi dla młodzieży motywami, i która znakomicie sprawdza się jako żywa lekcja historii. Wydana na 70-lecie powstania, warta jest przypomnienia teraz, w sierpniowych dniach, kiedy to w 44 roku toczyły się walki. I warta polecenia, nie tylko jako lektura, ale także i zachęta by wraz z nią przejść się ulicami Warszawy i odnaleźć opisane miejsca, łącząc je z zapamiętanymi ze stronic wydarzeniami.


Mi zaś, w ramach podsumowania, cisną się na usta słowa naszego wieszcza, spisane pod wpływem nękającej go liczby, od których nie mogłem się uwolnić w trakcie czytania:


Patrz! – ha! – to dziecię uszło – rośnie – to obrońca!
Wskrzesiciel narodu,
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.



I pozostaje mi jeszcze złożyć wydawnictwu Egmont serdeczne podziękowania za udostępnienie mi egzemplarza „Galopu…” do recenzji.


W recenzji wykorzystano fragment trzeciej części „Dziadów” Adama Mickiewicza.

Komentarze