Zupełnie niespodziewane zniknięcie Atticusa Craftsmana - Mamen Sànchez

GOTOWE NA WSZYSTKO


Atticus Craftsman zaginął. Jego ojciec wraz z tłumaczem przybywa do Madrytu zgłosić tę sprawę. Jego syn, typowy Anglik, który bez zapasu Earl Greya i porcji lektur, nie ruszał w drogę, przyjechał do Hiszpanii w sprawach służbowych, a dokładniej w celu zamknięcia upadającego wydawnictwa. Na jego drodze stanęła nieprzewidziana trudność w postaci kobiecej załogi wzmiankowanego wydawnictwa. Kobiety te nie dość, że piękne, okazały się dosłownie gotowe na wszystko. Teraz Atticusa nie ma. Ale co się z nim stało? Inspektor Manchego rozpoczyna poszukiwania, wszystko jednak wskazuje na to, że nawet samemu Atticusowi taki stan rzeczy jest jak najbardziej na rękę…


By oddać klimat tej książki, nie wystarczy streścić kilku rozdziałów, zaprezentować główny wątek fabularny, bo znika gdzieś ta ulotna nuta, która decyduje o całym odbiorze. Zanim więc skupię się na konkretach, poproszę Was o chwilę zaangażowania wyobraźni. Przypomnijcie sobie filmy Almodóvara, jego lżejsze komedie z dawnych lat, przywołajcie serial „Gotowe na wszystko”, a na koniec dodajcie do tego to, co czuliście oglądając francuskie komedie plus szczyptę angielskiego dystyngowania. Gotowe? Jeśli tak, macie już pewne pojęcie o tym, co otrzymacie czytając „Actticusa…”. Dużo humoru, sporo akcji, porcję romansu i jakąś taką pozytywną wesołość zaszczepioną przez proste przecież słowa. Mamen Sánchez, autorka wcześniej w Polsce nie znana, choć w rodzinnej Hiszpanii bestselerowo popularna, pisze bardzo lekko, bardzo przyjemnie i bardzo wesoło. Postacie nie są może typowymi bohaterami z krwi i kości, bliżej im do reprezentowania konkretnych archetypów i stereotypów, ale nie brak im też prawdziwości. Chłodno-brytyjski Craftsman (a raczej Craftsmanowie, bowiem ojciec Atticusa też nie należy do przesadnie hiperaktywnych ludzi), zadufany, średnio kompetentny Manchego, jakże bliski Don Kichotowi, piękne, zawzięte kobiety… W towarzystwie takich bohaterów nie można się nudzić.


Drobne smaczki i nawiązania są także jak najbardziej in plus. A już scena ze spotkania ducha Tolkiena (spokojnie, nie zdarzam tu zbyt wiele, wydarzenie to ma miejsce na samym początku powieści, w retrospekcjach Atticusa) to rzecz, która rozbroiła mnie totalnie.


I taka właśnie jest ta powieść – rozbrajająca. Lekka lektura w sam raz na kilka chłodniejszych wieczorów, jakie właśnie nastały, szybka w lekturze. Komedia, którą chętnie zobaczyłbym przeniesioną na taśmę filmową. Dlatego zachęcam Was do wybrania się wraz z Atticusem do Madrytu, gdzie na skrzyżowaniu gorącej hiszpańskiej krwi i angielskiego spokoju, zrodzi się wiele pozytywnych emocji.

Komentarze

Prześlij komentarz