W pogoni za wielką rybą - David Lynch

ZROZUMIEĆ LYNCHA


David Lynch to jeden z moich ulubionych reżyserów, oniryczny dziwak, którego filmy zamiast dawać odpowiedzi, atakują widzów na zupełnie innym, bardziej emocjonalnym poziomie. Ekscentryk i wizjoner, który potrafi uwieść widzów. Jak jednak radzi sobie z czytelnikami, oferując im książkę o samym sobie?


„W pogoni za wielką rybą”, rybą stanowiącą symbol samych pomysłów, jakie lęgną się w głowie każdego twórcy, to książka przede wszystkim o medytacji. To nie autobiografia, a przemyślenia Lyncha snute konsekwentnie, choć fragmentarycznie, opowiadające o zagłębianiu się w samego siebie i czerpaniu z tego korzyści. Medytacja to coś, co nie tylko ma znaczący wpływ na jego życie i pracę, ale przede wszystkim aspekt, który całe to życie określa. I poniekąd jakby w formie dodatku do niej pojawia się samo życie autora, nierozerwalnie przecież splecione, ale na szczęście na tyle na tym tle wyeksponowane, by Ci, niezainteresowani tematem zgłębiania własnego jestestwa nie poczuli się zawiedzeni.


Poza samym tematem głównym w krótkich rozdziałach David Lynch snuje oczywiście opowieści o własnych losach praktycznie od narodzin przez studia i eksperymenty z narkotykami, jakie w pewnym stopniu podejmował w latach 60, po czasy obecne. A że przede wszystkim w życiu jest reżyserem filmowym, krok po kroku odsłania kulisy powstawania poszczególnych filmów, genezy części pomysłów i przypadkowe zdarzenia, które potrafiły zmienić nie tylko cały kształt kręconego obrazu, ale także i zainicjować jego nieplanowane powstanie. I to wszystko właśnie stanowi najbardziej interesujący mnie aspekt tej dziwnej jak sam Lynch książki. Książki świetnie wydanej, szybkiej w lekturze, ale zarazem takiej, którą chce się delektować powoli, co też czyniłem, dawkując sobie ciekawostki.


I choć filozofia Davida Lyncha nie jest czymś czemu bym hołdował, cała reszta sprawia, że „W pogoni za wielką rybą” stanowi pozycję, którą chętnie polecam każdemu lubiącemu filmy tak autora jak i w ogóle.

Komentarze