Wielka ucieczka z ogródków działkowych - Jacek Świdziński


WIELKA UCIECZKA OD ŻYCIA


Świdziński, jeden z najoryginalniejszych i najlepszych polskich twórców komiksowych, powraca z najnowszym swoim albumem na ponad dwustu stronach portretując nasze społeczeństwo w sposób, w jaki od lat nikt tego nie robił.


Jeden pociąg, jeden przedział, cztery osoby. Pozornie nieudolna wymiana zdań przeradza się we wspólny spacer po lesie, kiedy w wyniku śmiertelnego wypadku z udziałem kogoś, kto wpadł pod koła, środek ich transportu na wiele godzin zostaje uziemiony. Kiedy wracają, pociągu już nie ma. Zmuszeni do samotnej wędrówki przez las odkrywają powoli, że coś jest bardzo nie tak. Coś, a raczej wszystko, się zmieniło, tylko co jest tego przyczyną?


Świdziński, nasz konduktor, zabiera nas w podróż poprzez Polskę przebijającą zarówno ze słów czwórki pasażerów jak i – w retrospekcjach – zza szyb jadącego pociągu. Kobieta, która farbuje ubrania i „uczciwie” obniża wartość podzielników ciepła mieszkańców jej bloku, zapalony działkowiec, dla którego przekleństwem staje się bilbord, refleksyjny mężczyzna czy młoda prowokatorka. W leniwych, częstokroć absurdalnych dialogach tej grupy, która wysiadła tak z pociągu jak i z życia, odsłania się powoli portret społeczeństwa. Społeczeństwa lęków i paranoi wszelakich, wciąż pełnego ludzi tęskniących za czasami, kiedy było gorzej, ale za to żyło się lepiej, drobnych cwaniaczków i wojujących po wódce sąsiadów. Słowem wiwisekcja wszystkich z nas, którzy w tym kraju żyjemy. Wiwisekcja, jakiej nie czytałem chyba od czasów jednego z moich najukochańszych komiksów, czyli kultowego już „Osiedla Swobody” Śledzia, a to chyba najlepsza recenzja jaką mógłbym wystawić temu albumowi.


Rysunkowo „Ucieczka…” to komiks skrajnie prosty, jakby tworzony po najmniejszej linii oporu, ale niech ktoś mi powie, że w ilustracjach tych brak siły. Urzekły mnie, kiedy zobaczyłem je po raz pierwszy przy okazji „Zdarzenia”, zachwyciły minimalizmem i swoistą bajkowością, i odczucia te nie zmieniły się ani odrobinę. Zmienił się za to sam Świdziński, który tym razem plansze tworzył na większym formacie arkuszy, co przełożyło się na większą szczegółowość i zarazem zamknięcie dłuższej opowieści w mniejszej ilości stron.


Produkt jaki wychodzi ze zmiksowania – z homogenizacji, by odnieść się do samej treści – tego wszystkiego, podlanego klasycznymi dla autora odwołaniami (Tytus, Romek i A’Tomek rządzą!), to produkt przepyszny, mocny, urzekający, skomplikowany i absolutnie wspaniały. Produkt, który pokazuje jak wiele tracą ci, którzy z rozmiłowaniem czytają tylko komiksy mainstreamowe, stroniąc od niszowych, artystycznych dzieł. Nie bądźcie więc jak oni, sięgnijcie i przekonajcie się ile może komiks, polecam.

Komentarze