Stwórca - Scott McCloud


GOTOWI NA ARTYSTYCZNE CUDA


To zdecydowanie jedno z największych wydarzeń na naszym rynku komiksowym. Długo zastanawiałem się, jak zacząć, wiele wstępów zniknęło pod naciskiem klawisza „Delete”, ale chyba taki wstęp jest odpowiedni. Bo i rzeczywiście, „Stwórca” to jedna z najważniejszych tegorocznych powieści graficznych. I zarazem jedna z najlepszych, jakie czytałem w ogóle.


„Gotów?” pyta naszego bohatera, Davida Smitha, piękna dziewczyna. I to pytanie kluczowe. David jest gotowy. Gotowy na wszystko. Dla sztuki. Dla realizacji swoich twórczych pasji, które dla niego stanowią sens życia. Niestety, sfrustrowany, niemalże pozbawiony środków do życia wiedzie przykry żywot człowieka, który nie potrafi znaleźć ani szczęścia ani spełnienia. Szansę daje mu Śmierć, nie kres życia a Śmierć we własnej osobie, która oferuje niezwykły dar – David będzie potrafił rzeźbić rękami w kamieniu, metalu, właściwie w każdym materiale, w jakim rzeźbić zechce, ale tylko przez dwieście dni. Potem umrze i nic nie odmieni tego przeznaczenia. Czy jest na to gotów? Tak. Zaczyna rzeźbić, ale spełnienie własnych artystycznych pragnień nie idzie w parze z sukcesem w oczach ludzi. David nie potrafi wykroczyć poza siebie samego, a kiedy na dodatek się zakochuje, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej…


Ja zaś zakochałem się w tym komiksie. W tych bohaterach, życiowych kalekach próbujących żyć tak, jak tego chcą oni sami, a nie jak narzucić chce im świat, i we wszystkim tym co poprzez nich miał mi do powiedzenia autor. Scott McCloud, człowiek, który zaprezentował nam „Zrozumieć komiks”, komiks, którym medium komiksu analizował i rozbierał na czynniki pierwsze, tym razem postanowił w formie powieści graficznej o miłości i pakcie ze śmiercią zanalizować twórcę i jego twórczość. Trudno w Davidzie nie odnaleźć każdego artysty, a więc także (a może przede wszystkim) i samego Scotta. Co właściwie jest sztuką? Gdzie są jej granice? Co jest sensem życia i za co życie warto oddać? Frazesy? Nie, jeśli umie się je umiejętnie oddać i jeśli znajdzie coś na ich przełamanie, a „Stwórca” posiada i jedno i drugie. Sposobem McClouda na podanie wszystkiego są miażdżące uczucia. Emocje, jakie wyzwala to swoiste mistrzostwo – emocje najlepszych tomów „Strangers in Paradise”, sięgające samego serca. I przerażająco trafna prawda, która doskonale odnajduje się w każdym poruszanym temacie, by mistrzostwo osiągnąć w kwestii kobiet i związków. Do tego McCloud serwuje mnóstwo humoru, jakąś taką lekkość, rewelacyjne dialogi i – dla bardziej uważnych i obeznanych z popkulturą – odwołania, a to w postaci nazwy firmy Durden&Tyler, a to w postaci plakatu Totoro, upchnięte w tłach kadrów, miksując wszystko w przepyszne danie.


Strona graficzna to pełna paleta zabiegów stylistycznych wyjętych prosto z japońskich mang. Od kadrowania i dużej ilości splash page’y, przez dynamikę kadrów i mimikę, po samo ukazanie postaci i plansz. Bohaterowie ukazani są stosunkowo prosto a ich uczucia bardzo ekspresyjnie, tła zaś, budynki, plenery, roślinność, sprzęty i przedmioty prezentują olbrzymie przywiązanie do detali i niesamowitą realistyczność. Sceny z zalanymi deszczem ulicami to dla mnie prawdziwe cudo, które mógłbym podziwiać godzinami, a to jedynie niewielki fragment tego co znajduje się na niemalże 500 stronach. Genialnie także używa McCloud perspektywy, szczególnie w długich ujęciach ulic. Twarze postaci natomiast przypominają połączenie jego klasycznego stylu z rysunkami samego Osamu Tezuki. Cienie i szarości dodają mangowego posmaku, a choć „Stwórca” w całości powstał cyfrowo, ani przez moment tej cyfrowości nie czuć.


Efekt całości jest oszałamiający i zachwycający. Cudowny. Wspaniały. Może jakaś łyżka dziegciu do tej beczki miodu? Niestety (a raczej stety!)  nie. Do komiksów z tak wysokiej półki, do powieści graficznych tej klasy, mądrych, inteligentnych, z przesłaniem i rewelacyjnym wykonaniem (a także wydaniem) po prostu nie da się przyczepić. Chce się je jedynie gorąco polecić każdemu i wrócić raz jeszcze do lektury, choć dopiero odłożyło się na półkę po tym, jak nie było się w stanie oderwać od czytania. Dlatego sięgnijcie koniecznie, jest po co i to jeszcze jak.

Komentarze

  1. Graficznie nie jest źle, lepiej niż moje wypociny, warte przeczytania po takiej recenzji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz