Aleja tajemnic - John Irving


W TAJEMNICZEJ ALEI


John Irving to jeden z nielicznych pisarzy, których książki można kupować w ciemno. Jego nazwisko to gwarancja inteligentnej rozrywki z wysokiej półki, mądrej, życiowej… Kontrowersyjnej? Też, ale jakże przy tym lirycznej i pięknej. I taka właśnie jest najnowsza jego powieść, która już 12 stycznia trafi na księgarskie półki.


Juan Diego to człowiek po przejściach. Ma 54 lata i zdaje się, że wszystko co najlepsze (i najgorsze) za sobą. Znerwicowany, kaleki, łykający beta-blokery, które nie pozostają bez wpływu na jego siły witalne w każdym tego słowa znaczeniu, żyje jakby rozdarty. Wciąż na granicy. Jako człowiek dorosły jest Amerykaninem, urodził się jednak w Meksyku i wspomnienia o tamtym okresie w wielkim stopniu wpływają na jego życie. Poznajemy go, kiedy wyrusza w wyprawę na Filipiny. Z nastoletniego chłopca żyjącego w skrajnej biedzie pośród maryjnych figurek, książek, prostytutek i dzikich psów, jedynego w okolicy, który umiał czytać, stał się pisarzem, ale tamte chwile pozostały w nim żywe i splatają się w jedno z teraźniejszością i… przyszłością…


W „Alei tajemnic” prezentuje Irving wszystko to, za co pokochały go miliony czytelników na całym świecie. Pamiętam jak dziś dzień, kiedy pierwszy raz miałem kontakt z jego twórczością. To było jak cios obuchem siekiery w głowę, zachwyt i oczarowanie, i pomimo upływu lat z każdą kolejną książką emocje te powracają. A przecież znam twórczość Irvinga doskonale, wiem czego się spodziewać i na co liczyć. I zawsze dostaję to z nawiązką.


„Aleja…” zawiera wszystkie składowe, których stały czytelnik w powieściach autora szuka. Bohater-pisarz, losy jego życia od narodzin, trudne dzieciństwo, wielkie namiętności, kontrowersje… W świecie, w jakim przyszło dorastać bohaterowi osobliwa wiara Meksykanów niemal nierozerwalnie łączyła się z brudem szarej, a czasem nawet czarnej codzienności życia na wysypisku. Codzienności, jak dym książek palonych w ogniskach. Jak zawsze Irving przeplata ze sobą fikcję z prawdą, wątki autobiograficzne sklejając z nawiązaniami, mniej lub bardziej oczywistymi, do własnych książek i z charakterystycznymi dla niego tematami. Nie ma tu wprawdzie wszędobylskich niedźwiedzi, jest za to cyrk, jest podróż, są sieroty, aborcja, homoseksualizm, transwestytyzm, swoisty pean na cześć kobiet etc. Czy to oznacza powtórkowość? W żadnym wypadku. Irving jest jak Woody Alen (zresztą Juan Diego, alter ego pisarza, to człowiek znerwicowany, wyalienowany, neurotyczny bym rzekł – zupełnie jak Woody i jego ekranowi bohaterzy) – każda jego książka to opowieść o życiu. Nie ważne, co w nie wpleść, życie pozostaje życiem, a dopiero owe drobne niuanse decydują o odmienności.


Zmian także nie zabrakło, a najistotniejszą z nich jest większy niż dotychczas udział realizmu magicznego czy nawet klasycznej fantastyki w całej opowieści. Ta zaś kondensuje się w postaci dziwnie wysławiającej się siostry Juana, Lupe, dziewczynki potrafiącej czytać w myślach, a czasem także zajrzeć za kurtynę tego, co przyniesie przyszłość.


Wszystkie te wątki i pomysły spajają ramy wątku głównego, jakim jest od samego niemal początku, polemika Juana/Irvinga z religią. Rodzi to kontrowersje, ale zarazem skłania do zabrania głosu w dyskusji. Poza tym udało się autorowi napisać to wszystko w sposób łączący literacką klasykę z niezwykłą lekkością pióra. Z humorem, dystansem, a jednak także i należytą powagą.


Podsumowując, „Aleja tajemnic” to powieść absolutnie warta poznania. Literatura z wyższej półki, która daje wiele satysfakcji. Odważna, inteligentna, znakomicie podana.


Polecam gorąco.

Komentarze

  1. Kurde zachęcasz tym Irvingiem i zachęcasz, a ja ostatnio mu się coraz bardziej przyglądam. Myślałem na początek o "Garpie". Co sądzisz? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Garp..." świetna powieść, nieprzypadkowo to opus magnum Irvinga, nie mniej ja zacząłem od "Hotelu New Hampshire" i nadal uważam za najlepszą z jego książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale na początek może być? :) Widziałem też u Prósa "Aleja tajemnic" w zapowiedziach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak najbardziej. Irving nie ma słabych książek, kilka opowiadań poszło mu gorzej, ale to wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedz mi, bo ja tak sobie myślę, że Irving to tak na jednej półce ze Steinbeckiem by mógł sobie leżeć. Może nie bezpośrednio przy sobie, ale na tej samej, bo cechy mają wspólne. Nie myslę się? Czy moze przyrównałbyś do kogoś innego?

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem masz rację, ja bym jeszcze wykazał cechy wspólne pomiędzy Irvingiem i jego niemalże sąsiadem, czyli Kingiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ło chłopie! Steinbbek i King? To ja biorę to w ciemno! Dzięki wielkie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Równie wiele ich dzieli co łączy, ale dla mnie Irving to jedna z najwyższych półek.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz