Ultimates: Superludzie 2 - Mark Millar, Brian Hitch

WŁADZA DEPRAWUJE


Znany slogan, wytarte hasło. A jednak wiecznie żywe. Władza deprawuje. A władza absolutna? Spotykam się z wieloma opiniami na temat komiksów Millara, zdarza się, że i z takimi, które podchodzą do tematu z absolutnym brakiem zrozumienia. Wielu czytelników oczekuje, że bohaterowie będą nieskazitelni, że będą dobrzy a swojej mocy używać będą jedynie do słusznych celów, charakter ich zaś będzie charakterem grzecznych harcerzyków. Nie będą mieli złych cech, nie będą chamami, łajzami i hipokrytami. Narcyzami. Psychopatami. Ale taka jest prawda o bohaterach, których znamy z codzienności i taka byłaby prawda o marvelowskich herosach, gdyby istnieli. To tylko ludzie i dzielą wszystkie zalety jak i wady tego gatunku i zrozumienie tej fundamentalnej zasady pozwala w pełni cieszyć się komiksami Millara.


Co robią członkowie nowopowstałych Ultimates? Stark na orbicie zabawia się z Shannon Elisabeth, Banner pogrąża się w depresji, zona Pyma i Kapitan Ameryka włóczą się po butikach, Thor zaś wciąż nie zamierza przyłączyć się do drużyny by być sługusem Busha. Ale załamany faktem, iż jego ukochana nie chce mieć z nim nic do czynienia Banner podejmuje decyzję, która odmieni wszystko. Celowo zmienia się w Hulka by herosi mieli swego przeciwnika…


Jedyny minus, jaki ma ten tom to scena, w której Kapitan Ameryka kopie w twarz Bannera. Nie pasuje to do końca do jego charakteru, ale to tylko jeden kadr. Wcale nie tak do końca pozbawiony racji bytu. Cała reszta, z genialnym finałem (kłotnia Pyma z żoną czy obwieszczenia Starka) to absolutna rewelacja. Komiks, który zachwyca, urzeka, porusza. A scena, w której bohaterowie rozważają kto mógłby zagrać ich w adaptacji to perełka – zważywszy na fakt, że Fury wzorowany na Samuelu L. Jacksonie nie tylko wspomina tego aktora jako jedynego właściwego do zagrania go, ale także potem rzeczywiście został przez niego odegrany w filmach kinowych.


Graficznie jest podobnie. Duża zasługa znakomicie położonego koloru, zabawa światłami i cieniami, ale rysunki także są świetne. Przekonałem się do Hitcha w pełni i z przyjemnością zanurzyłem się w oddany z detalami Nowy Jork i znane z małego i dużego ekranu postacie.


Jednym słowem super. I aż nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po ciąg dalszy.

Komentarze