Kopia ojca - Philip K. Dick


OJCIEC, KTÓREGO SIĘ KOPIUJE


„Kopia ojca” to już trzeci zbiór opowiadań Dicka, tym razem zabierający nas w okres, kiedy talent autora rozwinął się w pełni a pierwsza powieść ukazać się miała na przestrzeni miesięcy zaledwie. Zbiór dojrzalszy, niż poprzednie, bardziej samoświadomy, ale nadal tak samo fascynujący i paranoiczny.


Przybliżanie treści w przypadku antologii i zbiorów krótszych form zawsze mija się z celem. Trudno jest także jednym tylko słowem nadać opowiadaniom Dicka konkretną gatunkową etykietkę. Bo i owszem, prawie wszystko co napisał da się włożyć do szuflady opatrzonej podpisem „Science Fiction”, a jednak rozpiętość tematów jakie poruszał w swoich pracach wykracza dalece poza gatunkowe ramy. Już bliżej im do filozoficznych dywagacji i koszmarów paranoika, dla którego szaleństwo było codziennością, niż do czystej fantastyki. Mamy to oczywiście mutantów (w sfilmowanym jako „Next” „Złotoskórym”), mamy też roboty („Ostatni z panów”), obce światy („Dziwny Eden”), podróże w czasie („Stary wiarus”) czy dziwne moce („Psioniku, ulecz mi dziecko”), jednak to w osobliwych odczuciach Dicka odnośnie rzeczywistości i władzy tkwi największa siła lektury.


W dwóch najlepszych tekstach w tym temacie autor pokazuje ludzi jak on owładniętych obsesją. Nerwicą. Szaleństwem. W „Łatwym łupie” przyczyną jest wiara głównego bohatera w to, że jest obserwowany przez niby boską istotę, jednak szczyt wątek ten osiąga w „Grze pozorów”. Tu bowiem bohaterami są chorzy psychicznie pacjenci żyjący w świecie niekończących się wizji zagrożeń. Ciągłego ataku niedającego im spokoju.


Siła wymowy tych tekstów jest równie wielka, jak w przypadku prac Lovecrafta, który także przecież żył w świecie iluzji i urojeń. U Dicka nawet najbardziej fantastyczne wymysły przejmują prawdą i realizmem, a przy okazji obok kondycji samego autora, doskonale pokazują także kondycję społeczeństwa jego czasów.


Nic dziwnego, że po dziś dzień pozostaje on inspiracją, dla każdego, kto tworzy fantastykę naukową – inspirację, a często także materiał do kopiowania. Trzeba jednak pamiętać od kogo wyszły najpierw te pomysły i kto jest ich ojcem. I to jego poznać najpierw, a kiedy już poznacie – do czego gorąco zachęcam i wprost namawiam – przekonacie się, że już żadne SF nie smakuje tak, jak jego i nie zasiewa takich wątpliwości w rzeczywistość. Polecam gorąco!

Komentarze