Tytus Romek i A'Tomek, Księga XXIV - Henryk Jerzy Chmielewski

TYTUS I… RAMBO


Czy Tytus nadaje się do NATO? To nic pewnego, ale Romek i A’Tomek decydują się sprawdzić zdolności bojowe kolegi. Skoro są harcerzami, skoro nawet byli w wojsku, mogą też być i w NATO. Kiedy jednak w trakcie szkolenia nasz prawie uczłowieczony człekokształtny mdleje kopiąc dół, cuci go nie kto inny jak Rambo, który zleca mu misję. Tytus musi wyruszyć do dżungli jednej z Wysp Nonsensu by wraz z kobietą, którą niegdyś handlowała na stadionie dziesięciolecia stawić czoło zagrożeniu biologicznemu…


Brzmi fajnie i fajnie jest, nie mniej nie aż tak bardzo, jak by być mogło. Analiza genezy ludzkiej agresji, krótki kurs angielskiego, porcja ciekawostek, miła dla oka strona graficzna. Ale zabrakło tego, co miały w sobie stare Tytusy – jakiegoś dziecięcego sentymentu. Tęsknoty i niewinnej radości. Jakby wraz ze zmianą czasów, zmienił się także Papcio Chmiel. Jakby zmiany w ustroju kraju zmieniły też coś w nim samym. Albumu z czasów PRL-u, podobnie jak książki z tamtego okresu, okazują się wiecznie aktualne, ponadczasowe dzieła, na których mimo różnic w otaczającej nas rzeczywistości wychowały się niejedne pokolenia i niejedne jeszcze wychowają. Może to kwestia tego, że trudniej kiedyś było przemycić do dzieł niektóre kwestie, twórcy musieli więc głowić się i męczyć, by cenzura tego nie wychwyciła, a czytelnik już tak. A może też rzeczy jeszcze prostszej, acz równie ważnej – teraz wszystko mamy podane na tacy, wizualnie, efektywnie, kiedyś liczyła się wyobraźnia i tajemnica tego, co kryje się w każdej, drobnej rzeczy. Niezwykłość codzienności, która była bardziej cicha, spokojna, magiczna. Nastrojowa.


I tak z prostej recenzji prostego komiksu zrobił się wywód. Wracając więc do sedna, to mimo wszystko udany tom. Nie wybitny, też nie zły. Przyjemny dla każdej grupy wiekowej. Ot i tyle.

Komentarze