Efekt Rosie - Graeme Simsion


EFEKT CIĄŻY


Gdyby Forrest Gump był Bridget Jones zdecydowanie nazywałby się Don Tillman. Don, bohater znakomitej powieści „Projekt ‘Rosie’”, jakiś czas temu urzekł czytelników swoją osobowością i nietypowym, ale jakże intrygującym podejściem do życia i wszystkich jego aspektów, a teraz powraca by zrewidować swoje poglądy na związki i… posiadanie potomstwa. Oj będzie się działo!


Don Tillman, genetyk z zespołem Aspergera, jeszcze nie tak dawno temu poszukiwał idealnej towarzyszki, z którą mógłby spędzić życie. Teraz już ją ma, ma swoją Rosie, kobietę szaloną i wymykającą się wszystkim normom, jakie ustalił dla wybranki serca, a jedna dziwnie do niego pasującą. Choć wciąż czasem się obawia, że Rosie przejrzy na oczy i w końcu go zostawi, jest z nią szczęśliwy i w znacznym stopniu odmienił swoją codzienność, która dotychczas podążała ścieżką jasno określoną przez powtarzalne czynności i narzucone zasady. Ale życie lubi zaskakiwać w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy wszystko wydaje się ułożone, najpierw najlepszy przyjaciel Dona zapowiada swoje przybycie po tym, jak żona wyrzuciła go za zdrady, a zaraz potem Rosie oznajmia, że jest w ciąży. Dziecko? Na to trzeba rozpisać plan, stworzyć arkusz kalkulacyjny, ustalić zasady, ramy, dietę, skonstruować idealny wózek… W skrócie: zainicjować Projekt „Dziecko”!


Efekt? Efekt dla Rosie jest taki, że mąż zaczyna doprowadzać ją do szału, za to efektem dla czytelnika jest tzw. rogal na twarzy. Wiecznie uniesione kąciki ust, odwrotność podkówki, bo nie wiele jest książek, które potrafią tak poprawić humor, jak „Rosie…”. Wystarczy usiąść, otworzyć, zacząć czytać i zaraz zapomina się o troskach, a optymizm wlewa się do serca. A przy okazji nie jest to typowa, głupia komedyjka, którą szybko się zapomina. Bynajmniej, losy Dona potrafią skłonić do refleksji a poszczególne sceny zapadają w pamięć na długi czas.


Zresztą Don to jeden z najbardziej ujmujących bohaterów literackich, jakich znam. Uroczo nieporadny, pełen nerwic, stałych rytuałów i obsesji. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Rosie, postać także urocza mimo swoich wad. A wszystko, co gotuje im los, znakomicie tę parę uzupełnia i z nią współgra.


Współgra także lekki, bardzo przyjemny styl. To książka, której się nie czyta, a pochłania, i którą chciałoby się koniecznie zobaczyć na kinowym ekranie, jako urzekającą komedię romantyczną wymykającą się schematycznemu ujęciu tematu, choć w ty, schemacie pozostającą.


Jednym słowem polecam: na poprawę nastroju, na ponure dni i na te piękne też, bo „Rosie…” cieszy i wciąga zawsze i wszędzie.

Komentarze