Czerwony Prorok - Orson Scott Card


ALVIN PRAWIE BEZ ALVINA


„Opowieść o Alvinie Stwórcy” to druga najsłynniejsza seria Orsona Scotta Carda, którą wraz z „Grą Endera” można uznać za jego opus magnum. Przez niemal trzydzieści lat, jakie gości na księgarskich półkach zdobyła wielkie uznanie krytyków i czytelników, liczne nagrody i status pozycji kultowej. Teraz, niemalże równocześnie z zapowiedzią autora, iż po kilkunastu latach cykl doczeka się kontynuacji w postaci powieści „Master Alvin”, wydawnictwo Prószyński postanowiło przypomnieć losy Alvina w nowej szacie graficznej i w ręce fanów trafił właśnie drugi tom tej nowej edycji.


Głównym bohaterem „Proroka…” nie jest jednak Alvin, a Indianin Lolla-Wossiki, który jest nikim inny, jak epizodycznym bohaterem poprzedniego tomu, znanym jako Jaśniejący Człowiek. Cierpiący po przeżyciach z dzieciństwa jest wrakiem człowieka, alkoholikiem zdawałoby się bez przyszłości. Jednak jego życie już wkrótce się zmieni. Spotkanie z Alvinem okaże się brzemienne w skutkach, a on sam zacznie dorastać do roli Proroka, duchowego guru Indian. Jednakże na horyzoncie czają się niebezpieczeństwa, jego poglądy na wspólną egzystencję Białych i Czerwonych sprawiają, że ludzie zwracają się ku jego bratu…


Zamienić głównego bohatera cyklu na innego – na taki zabieg decyzje się niewielu autorów. I niewielu może sobie na niego pozwolić, a tym bardziej wyjść z niego obronną ręką. A jednak Orson Scott Card poradził sobie znakomicie. I to do tego stopnia, że „Czerwony prorok” zdobył w 1989 roku Locus Award dla najlepszej powieści fantasy, a także nominacje do Hugo i Nebuli. I nie ma się co dziwić, w końcu książka trzyma poziom zapoczątkowany w „Siódmym synu”, a co najważniejsze w rewelacyjny sposób rewiduje historię Ameryki i najważniejszych jej momentów, które w świecie Alvina potoczyły się zupełnie inaczej.


Jest jednak w tym tomie większa zmiana, niż tylko bohatera. Zmienił się klimat, nastrój i świat. Niby wszystko jest po staremu, Card nie zapomniał nagle o tym, co sam pisał, jednakże pokazuje to wszystko od drugiej strony. Z perspektywy rdzennych amerykanów, którzy mają swoją specyfikę, mitologię i widzenie rzeczywistości. I właśnie te elementy, zderzone z tym, co mieliśmy okazję już czytać, są najlepszą i najciekawszą częścią powieści.


Oczywiście ciekawa jest także całość – i to bardzo, dlatego polecam ten cykl Waszej uwadze. Jeśli lubicie naprawdę dobra fantastykę, do tego mocno osadzoną w naszej przeszłości, sięgnijcie a nie zawiedziecie się. „Alvina…” nie przypadkiem darzy się takim uznaniem.

Komentarze