Korci mnie, żeby ich wszystkich pozabijał – wywiad z Magdą Skubisz



Michał Lipka: Na wstępie chciałbym zapytać o to co skłoniło Panią do rozpoczęcia przygody z pisarstwem?

Magda Skubisz: Zaczęło się od pracy magisterskiej. Jestem antytalentem w pisaniu na zadany temat, więc o merytoryczny wstęp, pełen zawiłych, branżowych zwrotów i wielopiętrowych zdań złożonych poprosiłam swoją ukochaną polonistkę, Dorotę Kostelecką. Pani profesor skomponowała arcymądre wprowadzenie (do dziś stanowi ono dla mnie niedościgły wzór i źródło kompleksów), a ja resztę. Po wszystkim poprosiłam jeszcze o zerknięcie na pracę – bałam się źle postawionych przecinków i błędów ortograficznych – i wtedy usłyszałam znamienne słowa: „To się czyta jak książkę. Powinnaś coś napisać”. Wzięłam sobie jej radę do serca.



ML: Czytając „LO Story” natrafiłem na ciekawe słowa skierowane do głównej bohaterki, że kiedyś zostanie sławną pisarką i będzie mogła się zemścić na znienawidzonej nauczycielce. Czy jest w tym jakaś autobiograficzna nuta?

MS: Niestety nie, bo wciąż nie jestem sławna :)



ML: Każdy autor, nawet jeśli wszystkich bohaterów obdarza swoimi cechami, posiada postać, z którą się utożsamia bądź też którą lubi najbardziej. Kto to jest w Pani przypadku?

MS: Uwielbiam wszystkie swoje postacie. Są jak moje dzieci, a jak wiadomo, dzieci należy kochać jednakowo, nawet te, które najbardziej broją. Ostatnio sporo pracuję nad Wanią i dochodzę do wniosku, że chociaż chłopak z niego wredny, to jednak ma sporo cech, które lubię – jest odważny, inteligentny, przystojny i mówi mądre rzeczy. Idealny kandydat na literackiego superhero.



ML: Chociaż w każdej z Pani książek chałturnicza muzyka odgrywa pewną rolę, „Chałturnik” skupia się na tym temacie i daje szansę spojrzeć za kulisy tego zajęcia. Pani także je wykonywała stąd moje pytanie o jakieś zakulisowe ciekawostki, wpadki i to, co z takich rzeczy zaczerpniętych z życia trafiło na łamy powieści?

MS: Wszystkie wydarzenia z chałtur są autentyczne, pochodzą z obserwacji własnych, bądź opowieści bliskich mi osób, zawodowo związanych z muzyką. To prawda, że za zagranie „Bonanzy” podczas bójki, zespół mojego kumpla dostał mandat i upomnienie od policji. Naprawdę widziałam gościa weselnego wyjadającego rybki z akwarium albo całującego w ryj pieczonego świniaka. Zdarzyło mi się też grać tzw. firmówki  z wielkimi gwiazdami (pamiętam, jakiego doznałam szoku, kiedy jedna z najjaśniejszych gwiazd naszej estrady zmieniała słowa swoich piosenek tak, żeby wpleść w nie nazwę firmy sponsora :)) albo uczestniczyć w zamkniętych imprezach, gdzie gości  - w trakcie naszego występu – obsługują panie z agencji towarzyskiej. Opis spławiania niesympatycznych klientów przez zespół również jest zaczerpnięty z autopsji .




ML: Może Pani przybliżyć go naszym czytelnikom?

MS: Wyglądało to w ten sposób, że kiedy sytuacja stawała się naprawdę nieprzyjemna nasz gitarzysta mówił głośno: „O, jak miło porozmawiać z kimś, kto się zna na muzyce. Zapraszamy do stolika”. To było hasło-klucz; klawiszowiec automatycznie przynosił dodatkowe krzesło i nalewał wódkę do kieliszków. Potem następowała prezentacja wszystkich grających, gość musiał napić się z każdym z nas, a ponieważ mieliśmy sześcioosobowy zespół, po chwili biedny człowiek leżał na podłodze w stanie głębokiego upojenia i stawał się materiałem na tzw. wycieraczkę.  Ten patent stosowaliśmy jednak tylko w małych klubach, gdzie osoba leżąca pod stołem nie rzucała się w oczy. Trzeba było przy tym uważać, czy stonka nie trzyma na przykład w palcach papierosa  - raz się zdarzyło, że gość padł pod stół z zapalonym cygarem i wypalił w podłodze wielką dziurę.



ML: Co jeszcze ciekawego się działo?

MS: W tym samym klubie, gdzie używaliśmy „wycieraczek” miało miejsce też inne wydarzenie. Piątek, bluesowy wieczór, śpiewam na scenie i nagle widzę wśród publiczności dwie kompletnie pijane dziewczyny, które wyraźnie mi się przyglądają. Nagle jedna mówi: „E! Laska, fajnie ryczysz, ale ch...owo wyglądasz!” . Druga na to: „Noooo, czegoś ci brakuje” (ja oczywiście cały czas udaję, że nie słyszę :)). W pewnym momencie jedna z dziewczyn ściąga z uszu kolczyki, wbiega na scenę i na siłę mi je zakłada. Potem schodzi ze sceny, ogląda mnie ze wszystkich stron i krzyczy na całą salę: „I już nie jest ch...owo!!!” : Kolczyki mam do tej pory – może niezbyt kosztowne, ale ich wartość sentymentalna jest nie do przecenienia J

Jak widać na podanych przykładach, publiczność na chałturach wykazuje specyficzny zespół zachowań poalkoholowych. Każdy z gości jest mniej lub bardziej pijany, co sprzyja nawiązywaniu spontanicznych kontaktów, ujawnianiu talentów i publicznemu wygłaszaniu poglądów, które w innych warunkach mogłyby być uznane za kontrowersyjne. Zdarzają się także niebanalne komplementy. Do moich ulubionych należy: „Mógłbym po tobie pić brudną wodę z wanny” :)





ML: Powstały już trzy tomy cyklu o licealistach żyjących w mieście pogranicza. Zapewne w głowie krążą już jakieś pomysły na kolejny tom – czy mogłaby Pani uchylić rąbka tajemnicy co może czekać w nim na bohaterów?

MS: Same nieszczęścia (szczęście jest nudne i źle się sprzedajeJ). Myślę, że spory udział w ich generowaniu będzie miał mój ulubiony antybohater, Wania. Korci mnie, żeby ich wszystkich pozabijał, ale z drugiej strony, taki zabieg zamknie mi możliwość napisania ewentualnej kontynuacji.



ML: Która z dotychczas wydanych przez Panią książek jest Pani ulubioną?

MS: „Dżus&dżin”. Książka dla mnie szczególna, bo ani jedna jej strona nie jest napisana na trzeźwo :) Grałam wtedy sporo chałtur i zdarzało się, że pisałam ją przy stoliku w czasie przerw.



ML: Każdy cykl ma swój kres. Czy zastanawiała się więc Pani nad książkami nie związanymi z Rybą, Masterem, Burakiem i Lusią?

MS: Owszem, chodzi mi po głowie parę pomysłów. Póki co zajmuję się kolejną częścią i ciężko mi wybiegać myślami poza tę fabułę. Ale za jakiś rok możemy wrócić do tematu :)



Zdjęcia autorki: Adam Jaremko.

Komentarze

  1. Świetny wywiad. Twoje pytania są celne, a odpowiedzi Pani Skubisz naprawdę ciekawe. Super sie czyta i zazdroszczę Ci możliwości przeprowadzenia wywiadu!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz