Kościsko - Karol „KaeReL” Kalinowski


ZNAKOMITE KOMIKSISKO


Lynch z Suwałk, jak mawiano o KRL-u na łamach nieistniejącego już magazynu komiksowego „Produkt”, powraca z kolejnym komiksem urban fantasy dla młodszych odbiorców. Jak to było w przypadku „Łaumy” (z którą „Kościsko” ma zresztą więcej wspólnego, niż mogłoby się początkowo wydawać) słowiańska mitologia nierozerwalnie splata się ze współczesnymi treściami oraz znakomitym humorem, tworząc rewelacyjną opowieść dla czytelników w każdym wieku.


Tytułowe Kościsko to malutkie miasteczko, w którym czas dosłownie zatrzymał się kilka dekad temu. Prosta wiejska sceneria, życzliwi choć dziwaczni ludzie, brak cywilizacyjnych udogodnień – a przynajmniej większości z nich. W taką rzeczywistość trafia samotny ojciec, Karol, wraz ze swoim dorastającym synem Maxem, zamierzając zostać tutaj na dłużej. Zamieszkać. Karol znajduje pracę w bibliotece, Max nowych znajomych, jednakże każdy w Kościsku skrywa swoje sekrety. A to właścicielka wynajmująca dom wydaje się… nie żyć, a to pod biblioteką rozciąga się całkiem niemała przestrzeń. Jakby tego było mało po cmentarzu włóczą się sympatyczne, ale jednak upiory, natomiast dziewczyna, która wpada Karolowi w oko daleka jest od normalności. Coś jeszcze? Ojciec Maxa też ukrywa coś przed innymi, a nad wszystkim wisi cień Leszy, który po ponad wieku przebudził się ze snu i konsekwentnie zmierza do domu, odkrywając jak przez ten czas zmienił się świat…


Poprzedni komiks KRL-a utrzymany w tej stylistyce, doskonale przyjęta tak przez czytelników, jak i krytyków „Łauma”, był znakomitą, sentymentalną przygodą. Bawił, ciekawił, mile wpadał w oko. „Kościsko” kontynuuje wszystko to, co w nim najlepsze (a także pod pewnym względem i samą „Łaumę”), jednocześnie stając się komiksem jeszcze ciekawszym i w bardziej fascynujący sposób wykorzystującym słowiańskie mity i podania. Ciekawa treść, popychające do przodu akcję pytania i wydarzenia, a wreszcie znakomity humor składają się na iście rewelacyjny album. KRL w znakomitym stylu podaje pastiszowe elementy, bawi się odwołaniami (Van Gogh czy własna twórczość) i odnajduje w sobie – a zarazem i w nas – pokłady dziecięcej radości.


Graficznie „Kościsko” jest nieco prostsze niż „Łauma”, ale niesamowicie urocze i urzekające. Kalinowski ma talent do cartoonowej mimiki i obłych „strachów”, czerni używa bardzo niewiele, cień zaznaczając kreskami, jednak całość ogląda się niesamowicie przyjemnie. I ma ochotę na więcej. A przynajmniej usiąść i jeszcze raz przeczytać i „Łaumę” i „Kościsko”, dając się porwać oferowanej porcji zabawy i wzruszeń.


Dlatego też polecam bardzo gorąco. Warto pod każdym względem. Nie wahajcie się więc i sięgnijcie koniecznie, bo to doprawdy znakomite komiksisko. 

Komentarze