Krótka historia siedmiu zabójstw - Marlon James


NIE TAKA KRÓTKA HISTORIA Z REGGAE W TLE


Kojarzycie jakieś książki napisane przez jamajskich autorów? Jeśli tak, to są to nieliczne tytuły. Ale tak samo przecież jest z literaturą innych, mniej znaczących na kulturalne mapie świata państw, co nie znaczy, że w ich granicach nie powstają wartościowe dzieła. „Krótka historia siedmiu zabójstw” jest jednym z dowodów na to, nagrodzoną Bookerem opowieścią, która aż ocieka realizmem i brudem, podczas gdy w tle rozbrzmiewa reggae.


Człowiek może umrzeć. Jego duch nigdy. I czasem ten duch przemawia.

W roku 1976 na Jamajce dochodzi do zamachu na Boba Marleya. Uzbrojeni napastnicy wkraczają do domu ojca muzyki reggae, Marleyowi na szczęście udaje się ujść z życiem. Sprawcy nie zostają nigdy złapani. Ale co kryło się za atakiem? Jakie były motywy? Kto był w to zamieszany? I jakie będą konsekwencje?


„Krótka historia siedmiu zabójstw” nie jest taka, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Zaczynając od tytułowej „obietnicy” jej objętość to blisko 750 stron, a treść nie jest rekonstrukcją faktów z zamachu na Marleya (chociaż fakty te, oczywiście, relacjonuje). Nie jest także sensacyjną opowieścią wyrastającą na gruncie prawdy, która chce opowiedzieć to, co dzieje się za granicami, chociaż ma w sobie dużo z takiej właśnie historii. Czym zatem jest? Oczywiście poza połączeniem wszystkiego powyższego? Przede wszystkim przejmującym portretem Jamajki drugiej połowy lat 90 (chociaż nie tylko, wraz z upływem czasu przekroczone zostają granice kontynentów), gdzie pełna nadziei muzyka mieszała się z dymem marihuany, narkotykami, prostytucją, korupcją, egzystencją gangów, morderstwami i zbrodniami innego kalibru. Wszystko tutaj jest brudne, smutne, mroczne… Czy to codzienne życie w biedzie, czy „wielka” polityka, czy też może dziennikarska praca, nad wszystkim wisi cień czegoś tragicznego. Fakty i fikcja, teorie i domysły, splatają się tutaj w jedną dziwną całość, która odpycha i fascynuje, czasem urażając, czasem skłaniając do myślenia, to znów przerażając.


Stylistycznie powieść balansuje na bardzo wielu stykach. Mamy więc narrację pozagrobową i tą zwyczajną także, perspektywa zmienia się wraz z bohaterami, a każdy z nich mówi charakterystycznym dla siebie jeżykiem. Bywa więc literacko w pełni tego słowa znaczeniu, ale na stronach mamy także do czynienia z brutalnym, potocznym, że aż czasem prostackim językiem ulicy i biedy. Nie brakuje więc kontrowersji, a zarazem powieść Marlona Jamesa skłania do myślenia. Najważniejsze jednak pozostaje wierne oddanie czasów, ludzi i wszystkich drobnostek z tym związanych połączonych w dziwny, ale intrygujący kolaż.


Polecam zatem gorąco. „Obok „Krótkiej historii…” nie da się przejść obojętnie, chociaż nie jest to powieść przeznaczona dla wszystkich. Ci jednak, którzy zechcą się z nią zmierzyć, nie bojąc się wymagającej lektury, wyjdą z tego starcia zadowoleni, chociaż sponiewierani.

Komentarze

  1. W kontekście tego, kto dostał tegoroczną Nagrodę Nobla, książka pewnie stanie się popularna :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz