Przez stany POPświadomości - Jakub Ćwiek (oraz Bartek Czartoryski, Patryk Jurek, Radek Teklak, Agata kreska_ Krajewska)


AMERYKA POPULARNA


W filmie Woody’ego Allena z 1985 roku zatytułowanym „Purpurowa róża z Kairu” bohater schodzi z kinowego ekranu by wyznać miłość młodej kelnerce siedzącej na widowni. W najnowszej książce Ćwieka sytuacja zostaje odwrócona – oto grupa zapaleńców kochających amerykańską popkulturę wyrusza w podróż śladami tego, co widzieli na filmach albo o czym czytali w książkach i komiksach. Wyrusza sam w głąb tego, co ich ukształtowało i nieprzerwanie fascynuje. I chociaż nie znoszę Ćwieka, muszę powiedzieć, że „Przez stany POPświadomości” to znakomita książka, po którą sięgnąć powinien każdy, kto wychował się na kinie i literaturze lat 80 i 90 ubiegłego stulecia, oraz wszyscy fascynaci  amerykańskiej (pop)kultury.


Znany pisarz, Jakub Ćwiek, dziennikarz Bartek Czartoryski, reżyser Patryk Jurek, bloger Radek Teklak i fotografka kreska_ (Agata Krajewska) wyruszają w niezwykła podróż. Amerykańska kultura – ta zwykła, jak i popularna – wpłynęła na nich, zmieniła coś. Chłonęli jej wytwory przez lata, czerpali inspiracje, poznawali, zachwycali się. Ale głównie przez srebrny ekran i słowa znanych autorów. Teraz przybywają do Stanów Zjednoczonych, żeby na własne oczy zobaczyć wszystkie te miejsca. Wejść po schodach, na których ćwiczył Rocky, stanąć pod sklepem, gdzie Jay i Cichy Bob handlowali narkotykami, odwiedzić biuro Stephena Kinga czy plan serialu „The Walking Dead – Żywe trupy”. W ich podróży filmy Tromy splatają się z losami Edgara Alana Poego, a portret prawdziwej Ameryki nierozerwalnie łączy się z tym wypromowanym przez różne wytwory popkultury. Ćwiek i reszta wyruszają kamperem przez Wschodnie Wybrzeże, relacjonując nam swoją wyprawę z humorem, lekkością i pazurem.


Nie lubię Ćwieka i jego twórczości. Autor ten nie trafia do mnie i tyle, chociaż potrafi pisać. Jego pomysły bowiem mnie nie przekonują, a rozwiązania fabularne i poruszane tematy zwyczajnie nużą. Dlaczego więc sięgnąłem po „Stany…”? Z ciekawości, która wzięła górę nad wątpliwościami – i za sprawą faktu, że Ćwiek nie napisał powieści, a jedynie relację. Książkę podróżniczą nie dla miłośników zagranicznych wojaży, a dla kochających kino i literaturę. Czy jakiś miłośnik tych dwóch mediów mógłby się oprzeć podobnej pozycji?


Osobiście bardzo się cieszę, że po nią sięgnąłem. Chociaż w tekście czuć Ćwieka, jakiego znam z powieści, jego (i nie tylko) relacja wciąga, urzeka i ciekawi. I wywołuje uczucie zazdrości. Może nie dlatego, że widzieli to wszystko, ale dlatego że mieli okazję zajrzeć do miejsc niedostępnych zwykłym zwiedzającym, a nawet spotkać pewną postać z filmu (i tu się nasuwa pytanie, jak uwielbiając „Sprzedawców” można nie pamiętać faceta z kluczami?!). Na dodatek dla miłośników samego Ćwieka także znalazło się kilka ciekawostek – jak choćby to jaki film sprawił, że zaczął pisać. W skrócie: znakomita rzecz.


Dlatego sięgnijcie koniecznie. Naprawdę warto. Szczególnie, że przy okazji to po prostu bardzo dobra pozycja ukazująca prawdziwą stronę Ameryki, którą znamy przede wszystkim z fikcji. Polecam gorąco.

Komentarze

  1. Można pamiętać scenę ale nie pamiętać faceta z kluczami z tego powodu, że przez 21 lat ludzie potrafią się mocno zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z książki odniosłem wrażenie, jakby autor nie pamiętał samej sceny, chociaż może to tylko "wrażenie" właśnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz