Amazing Spider-Man Vol 4 #17 - Before Dead No More - Part Two: Spark of Life - Dan Slott, Rubens da Silva



PRZED „JUŻ NIE MARTWI”, CZ II: ISKRA ŻYCIA


Nie lubię Patera Parkera, który przypomina Tony’ego Starka, nie ukrywam tego i mam nadzieję, że Slott w końcu to zmieni. Przez ponad 50 lat ukazywania się serii Peter przechodził różne transformacje, od introwertycznego geeka, przez uwspółcześnionego nastolatka z dostępem do nowinek technicznych po nauczyciela i pracownika naukowego, ale biznesmen i zarządca wielką firmą to jego najgorsze wcielenie. Nudne, mało odkrywcze i irytujące. Co nie znaczy, że jego przygody są tragiczne, chociaż daleko im do dobrej jakości.


Wiele miesięcy temu niekontrolujący swoich mocy Electro pocałunkiem zabił własną ukochaną, Francine. Teraz kobieta wraca do życia dzięki staraniom Jackala. Kiedy jednak Electro nie jest w stanie odzyskać kontroli nad zdolnościami, a przypadek sprawia, że to ona zaczyna nimi władać, dawny nauczyciel Petera postanawia wcielić ją do swojej drużyny. „Łotrów?”, odpowiada na jej sugestię. „Panno Frye, chyba się nie zrozumieliśmy, my jesteśmy tymi dobrymi”.

Tymczasem Peter, zafascynowany dokonaniami New U, prosi Prowlera by włamał się do firmy i sprawdził czy ich oferta jest bezpieczna dla pacjentów. Nie jest jednak świadom tego, że New U należy do Jackala…

 

Najistotniejszą wadą tego zeszytu jest ilość trupów. Czy jest ich naprawdę dużo? Nie. O co więc chodzi? O to, że każdy dosłownie w kilka kadrów powraca do życia. Niestety to już nie są oni sami, a ich klony. Tak przynajmniej to wygląda, prawdy wciąż jeszcze nie znamy i poznanie jej jeszcze trochę potrwa. Przez to jednak bohaterowie tracą „prawdziwość”, a to kolejny dość duży zarzut odnośnie serii, która nagle z czwartym volume’em zaliczyła olbrzymi spadek formy i wciąż próbuje się z tego dołka podźwignąć.


Co mogę zaliczyć na plus? Właściwie tyle, że nie nuży. Nie ma tu wielkich zmian, bo Electro jako kobieta jest jedynie kontynuacją trendu już znanego – Doc Ock też przez pewien czas miał inną płeć – a Prowler to jedna z bardziej nietrafionych postaci tej serii (niby nie można mu nic zarzucić, a jest tak nijaki, że szkoda na niego czasu). Przyjemna dla oka jest grafika, ale to trochę za mało by wystawić zeszytowi dobrą notę. Wciąż jednak nie tracę nadziei i liczę, że „Clone Conspiracy” zdoła mnie jeszcze zaskoczyć. Pozytywnie oczywiście.

Komentarze