The Death of Superman - Louise Simonson, Dan Jurgens, Roger Stern, Jon Bogdanove, Tom Grummett, Brett Breeding, Jackosn Guice, Jerry Ordway



DZIEŃ, KIEDY ZGINĄŁ SUPERMAN


Opowieści o śmierci czołowych herosów komiksowego świata są niezwykle popularnymi wydarzeniami. I często także bardzo udanymi. Dlatego też wszyscy najważniejsi bohaterowie opuszczali ten padół łez i to nieraz. Spider-Man, Batman, członkowie X-Men, Kapitan Ameryka i wielu, wielu innych umierało, powracało zza grobu albo z ukrycia, gdzie przebywali po swoim pozornym zgonie i życie toczyło się dalej. Jedną z najsłynniejszych śmierci w historii komiksu poniósł Człowiek ze Stali, ta zaś odbiła się głośnym echem w rzeczywistych mediach. Mówiono o niej, pisano, komentowano, ale jak zginął Superman, który przez lata wydawał się przecież niezniszczalny?


W pewnym miejscu tajemnicza postać rozbija ściany swojego metalowego więzienia i wydostaje się na wolność. Wygląda niepozornie, ale ten ubrany w zielony kombinezon, z jedną ręką związaną za plecami stwór to prawdziwe ucieleśnienie zła. W jego głowie nie ma żadnej głębszej myśli, a cel posiada jeden – niszczyć i zabijać. Nic nie jest w stanie stanąć mu na drodze, nic także nie potrafi oprzeć się jego sile. Doomsday – Dzień Zagłady, tak zostaje nazwany przez przerażonych ludzi, którzy są skłonni uwierzyć, że jest samym diabłem. O jego potędze przekonują się członkowie Justice League International, którzy zostają pokonani jakby byli dziećmi. Do akcji wkracza więc Superman, który zamierza powstrzymać bestię zanim tej uda się dotrzeć do Metropolis…


I tak zaczyna się walka, która trwa, trwa i trwa. Zupełnie jak w mangach i anime. Ale tutaj jest o wiele nudniej, bez polotu i nic z tego nie wynika. I taka właśnie jest smutna prawda o „Śmierci Supermana” – to ważny komiks, ale bardzo przeciętny. Brakuje mu emocji, brakuje mu pomysłu, a bitwa, choć jej ofiarą pada coraz więcej ludzi i coraz większe połacie ziemi zostają zniszczone, nuży. To tylko wymiana ciosów, śmieszna, bo ani Doomsday nie wygląda zbyt potężnie czy strasznie, ani jego demolka nie wydaje się być szczególnie znacząca. Sam Superman też zaprezentowany został nijako, jego potęga gdzieś zniknęła, a jednocześnie obrażenia nie wydają się tak ostateczne. Kiedy w końcu ginie, wydarzeniu temu nie towarzyszą żadne emocje, co najwyżej ulga, że wreszcie nastąpił koniec.

 

Do tego co chwila na stronach pojawiają się błędy. Rozumiem, że w jednym czasie pracowali nad tym różni artyści, ale nie zmienia to faktu, iż owe pomyłki po prostu irytują. Zniszczona w jednym zeszycie peleryna Supermana w drugim jest idealnie cała, a obrażenia i uszkodzenia stroju to pojawiają się, to znikają. Zabrało także spójności – została miałka opowieść, typowe dziecko lat 90. W trakcie lektury ma się niestety wrażenie, że twórcom nie chciało się starać, nie chciało myśleć, a jedynie wyciągnąć jak najwięcej kasy bez odpłacenia się chociaż odrobiną jakości. I niezłe rysunki nic tutaj nie zmieniają.


Wielka szkoda. Ktoś pewnie powie, że to takie czasy, że historia się zestarzała i nie ma się co czepiać, nie mniej spójrzcie, jak wiele podobnych opowieści, o wiele nawet starszych, przetrwało próbę czasu. „Śmierć Stacych” porusza, „Śmierć w rodzinie” choć kiczowata ma swój urok i emocje, a zgon Jean Grey wciąż zachwyca. „Death of Superman” przyjmuje się jedynie ziewnięciem, a nie tak powinno być.


Podsumowując, miłośnicy Supermana i komiksów przeczytać mogą, nawet powinni, ale nie znajdą tutaj niczego wartościowego. Cała reszta może sobie darować, nie straci nic. A gdzie to można przeczytać? Historia, jak również jej o wiele bardziej udana kontynuacja ukazały się nakładem TM-Semic dwie dekady temu, nie brak także atrakcyjnych wydań oryginalnych (moja recenzja dotyczy właśnie takiego, wzbogaconego o przedruk „Newstime: The Life and Death of Superman”), a także zapowiedziała go „Wielka Kolekcja Komiksów DC”, ale sięgacie po nią na własną odpowiedzialność.

Komentarze