Balsamista #1 - Mitsukazu Mihara


ŻYCIE ZE ŚMIERCIĄ


„Balsamista” to manga dość nietypowa. Zaczynając od samej tematyki balsamowania zwłok, które w Japonii jest rzeczą rzadko spotykaną, jako że zmarłych poddaje się tam kremacji, a na odmiennej szacie graficznej kończąc, komiks różni się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Poza tym wbrew pozorom stworzona przez Mitsukazu Miharę opowieść to nic innego, jak urocza, lekko naiwna love story ze zmarłymi i ich historiami w tle.


Bohaterem „Balsamisty” jest Mamiya Shinjirō, chłopak zajmujący się balsamowaniem zwłok, co nie jest zbyt dobrze widziane w społeczeństwie, które uznaje zupełnie inne rodzaje traktowania zmarłych. Są jednak ludzie pragnący pożegnać się ze swoimi bliskimi, chcący by chociaż jeszcze przez chwilę wyglądali tak, jak za życia. To właśnie zapewni im Shinjirō, przywracając dawny wygląd nawet tym potwornie zmasakrowanym w wypadkach. Śmierć to jego codzienność, ludzkie historie o przerwanym życiu i smutek ich bliskich towarzyszą mu na każdym kroku. Nie przejmuje się szykanami, praca daje mu satysfakcję, ba, traktuje ją wręcz jako swoista misję. Poza kostnicą także nie może narzekać, mając powodzenie wśród płci pięknej, ale specyficzna relacja z Azuki może okazać się dla niego czymś o wiele więcej, niż dotychczasowe związki…

 

Każdy z nas skończy tak samo, nie ważne kim jest. Śmierć stanowi nieodłączny element naszego życia, a każdy z nas radzi sobie z nią na swój własny sposób. Shinjirō łączy w sobie chłód i dystans, skrytość człowieka obcującego na co dzień z tragedią, ze swoistym pragnieniem bliskości żywych, jakby dla zapewnienia przeciwwagi. I na podobnym rozdarciu opiera się ta całkiem udana manga, chociaż po pierwszym rozdziale miałem pewne wątpliwości. Początek był bowiem dość oczywisty, skrojony pod bycie wzruszającym. Potem jednak Mitsukazu Mihara złapała właściwy rytm opowieści i „Balsamista” zaczął wciągać, intrygować i emocjonować. Zresztą spodobał się przecież na tyle, że zdobył tytuł Mangi Roku 2008 w plebiscycie portalu Polter, a to o czymś świadczy.

 

Od strony graficznej losy Mamiyi Shinjirō nie są do końca typowe dla japońskiego komiksu. Chociaż spotykamy i nieskomplikowane dzieła, zazwyczaj rysunki są bardziej dopracowane i urzekają detalami oraz tłami. Tutaj tło prawie nie istnieje, a postacie ujęte zostały w bardzo prosty sposób. Kreska natomiast jest czysta i wyraźna.


W skrócie „Balsamista” to ciekawa i całkiem udana manga, która z pewnością spodoba się także czytelnikom nieprzekonanym do japońskich komiksów. Twórcy z kraju kwitnącej wiśni jak zwykle nie zawodzą. Polecam.



Komentarze