444 - Maciej Siembieda


KOD MATEJKI


Polski „Kod Leonarda da Vinci” – to brzmi chwytliwie, choć czy na pewno dobrze? Dan Brown może i pisze bestsellery i potrafi stworzyć dobrze skonstruowane, ciekawe oraz wciągające fabuły, jednak o walorach literackich jego powieści lepiej jest nie rozmawiać. „444”, mimo iż do tytuły podchodziłem ostrożnie, ciekawiło i zachęcało. I nie żałuję, że sięgnąłem po powieść Siembiedy, bo choć lekka, to naprawdę przyjemna i wciągająca historia przygodowo-sensacyjna, w której nie brak humoru i bardzo ciekawych faktów historycznych.


Paweł Włodarczyk był nikim, upadły dziennikarz, były alkoholik, zatrudnienie, a i to z litości, znalazł w jednej z popularnych gazet, jednak na najniższym z możliwych stanowisk – nazywając rzecz po imieniu siedzi w piwnicy i zajmuje się działem dokumentacji prasowej. To on wpada na trop tajemnicy, która od wieków kryje się w obrazie Jana Matejki „Chrzest Władysława Warneńczyka”. Kiedyś, jeszcze w czasach studenckich, jego ówczesna narzeczona opowiedziała mu, że jej pradziadek znał pewną przepowiednię mogącą zmienić losy świata: a dokładniej pojednać chrześcijan i islamistów. W roku 1881 powierzył je Matejce, a ten namalował obraz, w którym ukrył ów przekaz. Od tego momentu zaczęła się burzliwa historia tego dzieła sztuki. Płótno stało się chyba najczęściej kradzionym na świecie, w latach 40. znaleźć je chcieli także naziści, jednakże po dziś dzień pozostaje ukryte. Paweł angażuje się we własne śledztwo, próbuje zainteresować całą sprawą IPN, jednak bezskutecznie. Wkrótce, gdy tylko zbliża się za bardzo do poznania odpowiedzi, ginie w wypadku samochodowym. Sprawcą wypadku jest albański kierowca, wyznawca islamu…

Jednak obraz nie zostaje zapomniany. Sprawę przejmuje prokurator Jakub Kania z IPN, który staje przed tajemnicą o wiele większą, niż kiedykolwiek mógłby sądzić. Tajemnicą swoimi korzeniami sięgającą wieki wstecz i mogącą sprowadzić na niego (i nie tylko) śmiertelne niebezpieczeństwo…


Powieść Siembiedy, jak widać po powyższym, mocno oparta została na schemacie, jaki spopularyzował przed piętnastu laty Dan Brown. Schemat ten eksploatowano potem do maksimum, wykorzystując na różne sposoby, nie powstydzili się go znani i cenieni autorzy, nie zapomnieli o nim także rodacy. Siembieda jednak jako jedyny z polskich autorów zbliża się tak bardzo do tego, co widzieliśmy w „Kodzie Leonarda da Vinci”. Jest tu wszystko, co w podobnej opowieści znaleźć się powinno, a więc tajne bractwo, tajemnice historii od wieków ukryte przed ludźmi, arabska baśń, sensacyjna fabuła, szybkie tempo, twardzi mężczyźni, piękne kobiety i fakty pomieszane z fikcją. Podobnie jest z samą akcją, którą rozpisana została pomiędzy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Tak, tak autor w finale książki zabiera nas do roku 2332, po co jednak to robi i co tam czeka na czytelników – to już musicie odkryć sami.


Czy warto? Jeśli lubicie lekko napisane (w powieści nie brakuje scen humorystycznych), dobrze poprowadzone i intrygujące poruszanymi tajemnicami opowieści, „444” na pewno Was nie zawiedzie. Właściwie książkę czyta się jednym tchem (choć całość liczy sobie ponad 550 stron) i z dużą przyjemnością. Nie ma tutaj większej głębi, jest nuta satyry, całość jednak to bardzo dobrze skrojona lektura w sam raz na wiosenne (a może nawet bardziej wakacyjne) długie popołudnia. Dużo dobrej zabawy bez chwili nudy i bezpiecznych, bo przeżywanych w fotelu przygód gwarantowana. Będziecie się mogli o tym przekonać już 26 kwietnia. Ja ze swej strony polecam.

Komentarze