Bakuman #1 - Tsugumi Ohba, Takeshi Obata


W POGONI ZA AZUKI


Czytelnicy i widzowie uwielbiają wszelkie dzieła ukazujące kulisy powstawania zarówno książek, filmów, jak i komiksów. Nic w tym zresztą dziwnego, szansa zobaczenia jak wygląda tworzenie danego dzieło, a zarazem trudności i anegdoty z tym związane to coś fascynującego i pozwalającego zarazem dostrzec o wiele więcej rzeczy w produkcie finalnym, niż dotychczas. Rzadko jednak zdarzają się pozycje naprawdę udane, mające do zaoferowania coś więcej, niż tylko temat główny. Na szczęście „Bakuman” to manga, która nie tylko pokazuje losy młodych bohaterów chcących zostać mangakami, ale także dostarcza konkretnej, ciekawej i pełnej emocji fabuły, w której – oczywiście – dużą rolę grają uczucia. I robi to w rewelacyjny sposób.


Jak wiele zmienić może jeden zeszyt? Przekonuje się o tym nastoletni Moritaka Mashiro, kiedy pewnego dnia zostawia w szkole swoje notatki. Nie potrzebowałby ich, nie chce jednak żeby ktokolwiek zobaczył rysunki, jakie robił na końcu, bo wtedy wydałyby się jego uczucia do koleżanki z klasy, pięknej, acz zamkniętej w sobie Miho Azuki. Niestety zeszyt wpada w ręce Akity Takagiego, szkolnego geniusza, który przoduje we wszystkich rankingach. Ten nie zamierza jednak ujawniać uczuć kolegi, ani naśmiewać się z nich – docenia natomiast niezwykły talent rysowniczy Moritaki i ma dla niego propozycję. Jako fan mangi i człowiek (przynajmniej we własnym mniemaniu) stworzony do wielkości chce przygotować własny komiks. Potrafi pisać, nie umie jednak rysować, dlatego to jemu proponuje włączenie się do projektu. Moritaka jednak nie jest chętny. Nauczony przykładem wujka, niespełnionego mangaki, który wprawdzie wydał swoją serię, jednak nie osiągnął na tym polu zbyt wiele, woli przyłożyć się do nauki, zdać do dobrego liceum, potem na studia, a wreszcie zostać jednym z pracowników korporacji. Jednakże niepewny ścieżki jaką zmierza jego życie, a także mający już dość presji ostatecznie postanawia zilustrować scenariusz Akity, zostać mangaką i… ożenić się z Azuki.


Dwóch komiksiarzy i miłość do kobiety, ten schemat kojarzy mi się bardzo pozytywnie za sprawą znakomitego (i bardzo bliskiego mi) filmu „W pogoni za Amy”. Dlatego też „Bakuman” to historia, która po prostu musiała przykuć moją uwagę. Na szczęście okazała się także rewelacyjną opowieścią o miłości i twórczej pasji, szukaniu swojego miejsca w życiu, przyjaźni i walce o marzenia, nawet jeśli te wydają się stać w opozycji z oczekiwaniami całego otoczenia. Nabiera przez to bardziej uniwersalnego wydźwięku, jednakże równie ważne stają się w niej detale.


Komiks o tworzeniu komiksów to w końcu strzał w dziesiątkę. Przy okazji jednak „Bakuman” jest także opowieścią o brutalnych regułach rynku i przewodnikiem dla poczatkujących mangaków. Wprawdzie dotyczy stricte japońskiego świata komiksowego, nie mniej posiada cechy, które wspólne są dla tej dziedziny niezależnie od geograficznych granic. Przede wszystkim jednak pozostaje opowieścią o miłości, nie słodko-naiwną, z jaką kojarzą nam się szkolne romanse, za to autentycznie emocjonującą.


I po prostu rewelacyjnie zilustrowaną. Niewiele spotkamy tu czerni, natomiast ilustracje pełne są detali i realizmu. Nie zabrakło także dodatków w postaci scenorysów dających kolejny wgląd w pracę twórczą. Zresztą na żarty z owej pracy (bohaterowie wspominają „Death Note”, inną mangę duetu Ohba/Obata) oraz prawdziwie fanowską pasję również znalazło się miejsce. Wyszła z tego po prostu rewelacyjna rzecz godna polecenia każdemu miłośnikowi komiksów. Poznajcie ją i przekonajcie się o tym sami.

Komentarze