Anihilacja, tom 2 - Keith Giffen, Simon Furman, Javier Grillo-Marxuach, Renato Arlem, Gregory Titus, Jorge Lucas


ANIHILACJA POSTĘPUJE


Pierwszy tom „Anihilacji” okazał się jednym z najlepszych eventów Marvela, jakie ukazały się na polskim rynku w ostatnim czasie. Duża w tym zasługa czterech zeszytów wprowadzenia, które okazały się być dalekie od typowych opowieści superhero z tego wydawnictwa. Nie było w nich bowiem znanych herosów, olbrzymiego zagrożenia ani nadmiaru akcji, czytelnicy otrzymali natomiast żarty z takich właśnie opowieści, pyskatą nastolatkę i niemalże obyczajową historię z kosmicznymi psychopatami, którzy rozbili się na Ziemi. W drugim tomie takich spokojniejszych treści nie ma, Anihilacja się zaczęła, siły wroga posuwają się coraz dalej, a zagrożenie narasta. Ale to wciąż znakomita opowieść, którą powinien przeczytać każdy fan Marvela, oferująca nieco odmienne spojrzenie na komiksowe eventy.


Przemierzając kosmos Silver Surfer natrafia na zniszczenia dokonane przez Falę Anihilacji, a chwilę potem staje oko w oko z wysłannikami lorda Annihilusa, którzy toczą walkę z Gabrielem Air-Walkerem, dawnym heroldem Galactusa. Ku ich rozczarowaniu przeciwnik okazuje się być maszyną, jednak pojawienie się Surfera staje się dla nich idealną okazją do „rekompensaty”. I nawet gdy poruszający się na srebrnej desce wojownik opuści ostatecznie miejsce walki, w jego głowie pozostanie wiele niepokojących pytań. Czego Annihilus chce od heroldów Galactusa? I czemu służy okrucieństwo jego sił, które przeraża nawet dawnych pomocników Pożeracza Światów?

Tymczasem w Imperium Skrulli, mieszkańcy świata starają się zaskoczyć siły wroga. Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale do boju staje Super-Skrull, wojownik obdarzony mocami Fantastycznej Czwórki. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Ronana Oskarżyciela? I jak bardzo zmieni się sytuacja, kiedy psychopatyczny Thanos postanowi dołączyć do Annihilusa?

 

Co odróżnia „Anihilację” od innych tego typu opowieści? Przecież mamy tutaj zagrożenie dla całego kosmosu, które niszczy niejeden świat, potężnego ponad miarę przeciwnika, nieco patosu, szybką akcję… Ale gdzie są flagowi bohaterowie Marvela? Gdzie Spider-Man, Kapitan Ameryka, Iron-Man, Thor chociaż? Właśnie. Scenarzyści, w tym „ojciec” Lobo, Keith Giffen, zrezygnowali z nich na rzecz pomniejszych bohaterów, którzy muszą się wykazać samodzielnie. A wyzwanie jest olbrzymie, może nawet ponad ich siły. Akcja pędzi więc na złamanie karku, choć nie brak jej kilku bardziej stonowanych momentów (miniseria z Ronanem), giną kolejne postacie, walka trwa, a czytelnik nie ma chwili na nudę. Co więcej bawi się przy tej, kolokwialnie mówiąc, rozwałce znakomicie, choć jednocześnie znajdzie tutaj o wiele więcej, niż efektowne pojedynki.

 

Jak prezentuje się strona graficzna albumu? Podobnie, jak w przypadku poprzedniego. Najlepiej (i najrealistyczniej) wypada początek, potem kreska staje się bardziej cartoonowa, ale nie jest to zarzut. Może nie każdemu się ona spodoba, ale ma swój urok i przy bliższym poznaniu, przekonuje do siebie. A jako całość „Anihilacja” przedstawia się po prostu znakomicie.


Zatem podsumowując, warto. I to bardzo. „Anihilacja” to jeden z najlepszych eventów, jakie w ostatnim czasie trafiły na nasz rynek, co więcej jest to event z rodzaju tych, które nadają się także dla czytelników nieszczególnie zaznajomionych ze skomplikowaną historią Marvela i setkami powiazań występujących pomiędzy poszczególnymi bohaterami (zresztą biogramy pojawiających się tu postaci znajdziemy zamieszczone pomiędzy kolejnymi zeszytami, tak więc wszelkie niezbędne rzeczy zostają wyjaśnione). Dlatego też polecam gorąco i z niecierpliwością czekam na finałowy tom.


Komentarze