Dimension W #2 - Yuji Iwahara


4D


Trzy wymiary to za mało. Ludzkość zawsze chce więcej, szuka, eksperymentuje, nie ustaje w wysiłkach by znaleźć kolejny szczyt swoich możliwości. I tak oto znalazła jeszcze jeden wymiar, W, z którego nauczyła się czerpać energię. Odkrycie to może i zmieniło świat, ale coś pozostało takie samo: ludzie. A także gatunek shōnen, który w realiach Sci Fi rzuca bohaterów w sam środek zagrożenia i wystawia do walki. Dzieje się więc dużo i z humorem, a za towarzyszy czytelnik otrzymuje staromodnego twardego faceta i śliczną, słodką, acz wcale nie delikatną dziewczynę-robota.


Kyouma Mabuchi wraz z Mirą ruszyli na misję. Celem ich akcji był Loser, znany wszystkim złodzieje dzieł sztuki, który wprawdzie jeszcze niczego nie ukradł, ale show, jaki robi, przyciąga rzesze fanów.  Dwójka zbieraczy rozdzieliła się i w tym właśnie momencie zaczyna się ten tom. Mabuchi staje do walki z Loserem, przekonany, że ten jest w posiadaniu nielegalnych Ogniw. Nie ma jednak najmniejszego pojęcia kim jest jego przeciwnik. Kiedy Loser odkrywa swoje karty, wyjawiając co wie o przeszłości zbieracza, a także o prawdziwy cel swojej misji, sytuacja zmienia się nie do poznania. Szczególnie, że właściciel galerii sztuki też skrywa swoje tajemnice mogące zaważyć na przebiegu pojedynku.

Tymczasem Mira poszukuje źródła zakłóceń wywołanych przez Losera. Pozbawiona większości funkcji, stara się wykonać swoje zadanie. Czy jej się to uda? Czym są tajemnicze „Numery”, o których mówi złodziej? Jaką przeszłość skrywa Mabuchi?


W „Dimension W” zaczyna robić się coraz ciekawiej. Paradoksalnie same pojedynki stają się najmniej istotnym elementem mangi, choć wymogi gatunkowe robią swoje – na szczęście Yuji Iwahara ogranicza je do niezbędnego minimum. Bardziej interesują go (i nas) relacje między Mabuchim i Mirą. Zbieracz dziewczynę-robota traktuje bowiem, łagodnie mówiąc, z pogardą, przez co sympatycznej bohaterki, która cierpi, bo nie lubi być nazywana robotem, jest nam bardziej żal. Zresztą to nie kto inny tylko Mira właśnie jest najlepszą postacią tego tytułu. Z całym szacunkiem do Mabuchiego i jego ciekawej przecież przeszłości, cała czytelnicza sympatia leży po stronie androidki. Niezwykłej zresztą nawet jak na realia świata przyszłość, w jakim przyszło jej żyć.


Fabularnie manga rozwija się w dobrą stronę. Lepiej poznajemy bohaterów, łamigłówka okazuje się być złożona z większej liczby elementów niż sądziliśmy, a autor dodaje jeszcze nowych pytań. Dzieje się także nie mniej, niż w pierwszym tomie, a podobieństwa do „Naruto”, Pluto” czy „Chobitsa” mniej rzucają się oczy. Strona graficzna pozostaje bardzo udana, lekka, daleka od przesadnej prostoty i dobrze pasująca do ducha opowieści. Poza tym nawet w ilustracjach to Mira wiedzie prym, niewinna, acz charakterna, skonfrontowana z brutalnością.


Jeśli więc lubicie niezłe, lekkie i przyjemne mangi shōnen „Dimension W” Wam się spodoba. Nie nudzi, oferuje ciekawe postacie i konkretną akcję. Nastoletnie czytelnicy będą zadowoleni.


Komentarze