Lucky Luke #55: Ballada o Daltonach i inne opowieści - Morris, René Goscinny, Michel Greg

KOMIKSOWE BALLADY Z DZIKIEGO ZACHODU


Kolejny z tomów „Lucky Luke’a” na naszym rynku to przede wszystkim nie pełnoprawny album opowiadający jedną tylko historię, a zbiór trzech krótkich komiksów z Dzikiego Zachodu. Jedno pozostaje jednak niezmienne. Czy to w długiej, czy też krótkiej formie, najszybszy kowboj świata dostarcza tak samo dobrej zabawy zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom.


W tytułowej „Balladzie…” Daltonowie powracają po raz kolejny w mury więzienia, poprzysięgając zemścić się na Lucky Luke’u. Wtedy jednak dowiadują się, że ich stryj Henry odszedł z tego świata (śmiercią naturalną – przez powieszenie), a im czterem pozostawił spadek. Żeby go otrzymać muszą jednak wypełnić jeden warunek: zabić wszystkich, którzy doprowadzili do skazania denata, czyli przysięgłych i sędziego. Co więcej, Henry wyznaczył także osobę mającą dopilnować by należycie wywiązali się z zadania, a jest nią nie kto inny, tylko Lucky Luke – najbardziej uczciwy i godny zaufania człowiek na Dzikim Zachodzie. O dziwo kowboj dołącza do ich ekipy, ale jak na niego przystało, ma w głowie własny plan, który zaczyna realizować pod nosem Daltonów…


„Ballada o Daltonach” to główna opowieść tego tomu. I to nie tylko dlatego, że zajmuje 27 z 46 stron, ale również ze względu na to, że jest najlepszym z trzech zebranych tutaj komiksów. Pozostałe trzy to właściwie bonusy, które jednak trzymają poziom i dostarczają dodatkowej porcji dobrej zabawy. W „Ukochanej Jolly Jumpera” wierny koń Lucky Luke’a zaczyna się dziwnie zachowywać i nikt nie wie, co mu jest. Nawet on sam. Nie chce jeść, nic go nie bawi. Czyżby był chory? Wszystko wskazuje na to, że tak – i to na głowę! Tymczasem w „Rozróbie w Pancacke Valley” Lucky Luke przed rokiem został okradziony ze swojego konia, a w miejscu przestępstwa znalazł tylko guzik. Trop doprowadza do go Pancacke Valley, jednak spawa okazuje się o wiele trudniejsza do wyjaśnienia niż sądził. Wreszcie w „Szkole szeryfów” Luke staje się nauczycielem bandy nieudaczników.

 

Za tom ten odpowiada dwóch autorów, którzy z „Lukcy Luke’iem” od dawna byli związani. Pierwszy z nich to oczywiście Morris, twórca serii, jej stały rysownik i czasem także scenarzysta. Zilustrował cały ten album, napisał także ostatnie dwie z historii, za fabułę tytułowej odpowiada natomiast nie kto inny, jak niezawodny Goscinny. Wyjątkiem jest tu udział Grega, autora dobrze znanego w Polsce komiksu „Comanche”, który napisał swoją pierwszą i jedyną historię o kultowym kowboju. Na szczęście scenarzysta ten nie tylko nie zawodzi, ale udowadnia, że doskonale czuje klimat całości.


„Ballada o Daltonach” bawi więc, śmieszy i dostarcza miłośnikom serii to, czego oczekują. Wszystkie historie są świetnie poprowadzone, znakomicie, choć prosto narysowane i wciągają w swój świat. Przy okazji nie tylko w dobrym stylu kontynuują serię, ale także i znakomicie nadają się a rozpoczęcie przygody z Lucky Luke’iem. Polecam.


A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.


Komentarze