Mój początek wszystkiego



Nie wiesz nawet, jak puste, jest Twoje życie, dopóki kogoś nie spotkasz.


Tamtego dnia byłem nikim, nie byłem nawet sobą. Po prostu jak co dzień siedziałem w biurze, za blatem, który tylko z perspektywy interesanta nie wyglądał na obdrapany, młody człek na stażu, i bezmyślnie stukałem w klawisze komputera. Nie znałem zbyt wielu osób, które by mnie rozumiały, nie znałem nikogo kto rozumiałby mnie dobrze. Dziewczyna, która zjawiła się tego dnia, by zacząć tam swoją pracę, nie wyglądała na szczególnie przystępną. Jej ponura mina była jak jej wycofanie.

Była jak ja.

Tu się nic nie mogło udać, choć zainteresowania miała ciekawe. Bliskie moich. Nawet nie zapałaliśmy do siebie sympatią.

Wspólne spacery, wyjścia do kina, długie rozmowy, pocałunki, wspólnie jedzona pizza, wspólne działania i spędzany czas. Tego wtedy nie było. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak dobre mogą być problemy, jeśli dzieli się je wspólnie i ile radości może kryć się za łzami. Nie miałem pojęcia, jak bardzo ktoś może rozumieć drugiego człowieka. Wszystko to było potem.

Tego dnia po prostu byłem głuchy, ślepy i pusty; nie wiedziałem nic. Tego dnia nie zamieniliśmy zbyt wielu słów.

Tego dnia nic nie zapowiadało zmiany na lepsze, choć na lepsze zmieniło się wszystko i trwa do dziś. Kocham Cię, A. :)



To moja praca konkursowa, a zgodnie z wymogami do zabawy nominuję Roberta, Karolinę i Michała :D - zasady tutaj.

Komentarze