Słoń, który wysiedział jajko - Dr. Seuss


HORTON WYSIADUJE JAJKO


„Horton słyszy Ktosia” to zdecydowanie jedna z najbardziej rozpoznawalnych opowieści dr. Seussa. Wszystko za sprawą udanego filmu o tym samym tytule, który trafił do kin w 2008 roku. Jednakże sympatyczny bohater w twórczości autora pojawił się już wcześniej, właśnie w książeczce „Słoń, który wysiedział jajko” – uroczej publikacji dla młodych ciałem i duchem.


Ptak Grzebielucha, zwana też Podpuszczajką, wysiaduje swoje jajko, ale pewnego dnia dochodzi do wniosku, że już nie może znieść tej nudy. Dlatego też postanawia wziąć urlop od swoich obowiązków, a widząc przechodzącego obok słonia Konstantego (w oryginale Hortona), postanawia poprosić go o pomoc. Słoń nie jest chętny zastąpić Grzebieluchę w wysiadywaniu potomstwa, jednak w końcu ulega namowom  jest przecież dobrym, uprzejmym i naiwnym zwierzęciem – i wchodzi na drzewo, żeby usiąść na gnieździe. Wcześniej przygotowuje odpowiednie podpórki, by nie zagrozić maleństwu, a potem czeka już na niego tylko jedna wielka przygoda. Najpierw zajęcie go nuży i męczy, pogoda bowiem nie dopisuje, nadciąga zima, wreszcie przychodzi wiosna, a Grzebieluchy jak nie było, tak nie ma. Konstanty nie wie, że ptak zdecydował się nie wracać, a ponieważ dał słowo wysiedzenia jajka, nie zamierza zrezygnować, chociaż zwierzęta z lasu wyśmiewają go, a wkrótce pojawiają się także myśliwi. Co więcej słoń zostaje wywieziony (wraz z drzewem i jajkiem) do cyrku, a jego sytuacja z każdą chwilą staje się coraz trudniejsza. Czy uda mu się wrócić do domu? Co jeszcze go czeka? I czy jego krzywdy zostaną wynagrodzone?


„Słoń, który wysiedział jajko” to kolejna w dorobku dr. Seussa bajka, która porusza temat odpowiedzialności za swoje czyny i pokazuje, że uczynione komuś dobro, nawet jeśli inni z niego kpią, zawsze do nas wraca. Musimy tylko wytrwać w tym, co robimy i twardo trzymać się tego, jacy sami jesteśmy. Wszystko to ujęte zostało w ramy uroczej historii przygodowej, pełnej zdarzeń, choć przecież krótkiej. Historii, która została przy okazji bardzo, bardzo sympatycznie zilustrowana. Cartoonowa kreska i charakterystyczne dla dr. Seussa rysy postaci, które dobrze oddano choćby w filmowym „Hortonie…” czy też „Grinchu” (gdzie swoją drogą pojawiają się Ktosie znane z ekranizacji drugiego tomu przygód sympatycznego słonia), z miejsca wpadają w oko.


Omawiając te książeczki nie można jednak zapomnieć także o jej przekładzie. Ten w wykonaniu Stanisława Barańczaka jest znakomity, ale jednocześnie bardzo swobodnie traktujący tekst oryginału, który możemy przeczytać na końcu tomu. Warto poznać obie wersje i przekonać się, która bardziej nam odpowiada, ale przede wszystkim warto jest poznać tak „Słonia…”, jak i pozostałe utwory dr. Seussa. Polecam gorąco.

Komentarze