Rycerze Sidonii #5 - Tsutomu Nihei


SIDONIA NA KRAWĘDZI


Po znakomitym zakończeniu tomu 4 „Rycerzy Sidonii”, na piątym spoczywało niełatwe zadanie godnego poprowadzenia rozpoczętych tam wątków. Na szczęście Tsutomu Nihei to autor, który nie zawodzi swoich czytelników. Dlatego też tym razem znów dzieje się dużo, szybko i w bardzo dobrym stylu, a klimat i tajemnice sprawiają, że mangę dosłownie się połyka.


Sidonia nigdy nie miała lekko. Ciągłe zagrożenie ze strony pustelniaków sprawiało, że piloci gward musieli być gotowi w każdej chwili do bronienia swojego statku-ojczyzny, a zarazem pogodzić się z myślą, że już nie wrócą z frontu. Teraz zyskali wprawdzie nową broń, syntetyczne plewa, które pozwalają im pokonywać wroga nawet efektywniej, niż dotychczas, a zarazem mogą stać się tym, co pozwoli ostatecznie zniszczyć pustelniaki. Jednakże plew jest niewiele, a kontrowersyjne metody, które pozwoliły je stworzyć, nie tylko wydają się niedopuszczalne, ale także swego czasu niemal doprowadziły do zniszczenia Sidonii. A może jednak coś da się zrobić? Opętany przez szalonego naukowca Ochiaia Kunato zaczyna interesować się łożyskową Hoshijiro, a jego działania zaczynają być coraz bardziej niebezpieczne.

Tymczasem do Sidonii zbliża się wielka asteroida pełna pustelniaków. Piloci wyruszają poradzić sobie z wrogiem, ale szybko odkrywają jak trudna jest ich sytuacja. Przeciwników jest mnóstwo, coraz bardziej upodabniają się do gward i ich pilotów, a jakby tego było mało, na ich czele stoi Szkarłatna Ćma…

 

Tsutomu Nihei ma wielki talent. Gdyby było inaczej, nie udałoby mu się z czegoś tak prostego, zrobić równie niesamowitej mangi. Bo „Rycerze Sidonii” to niesamowity tytuł, zaczynając od fabuły, na ilustracjach kończąc. Oczywiście trudno oddać to słowami, bo najmocniejszą stroną całości jest jej klimat, a tego nie da się do końca opisać. Przecież jeśli spojrzeć na poszczególne składowe tego tytuły, nie wydają się być czymś niezwykłym. Walki z obcymi najeźdźcami, poświęcanie się, wielkie roboty, bohater-wybraniec i kilka postaci z tajemnicami. Ale sekrety autentycznie rozpalają wyobraźnię, klimat zachwyca, bohaterowie są klinicznie wręcz zimni, jak cały zresztą ich świat, a ich obcość doskonale pasuje do tej opowieści. Poza tym akcja skutecznie wciąga w wir wydarzeń i czytelnik nie chce odłożyć mangi na półkę przed jej skończeniem.

 

Do tego dochodzi też szata graficzna, która jest taka sama jak fabuła. Niby prosta, niby chłodna, a klimatyczna i znakomita. Często nie trzeba nawet ani żadnej akcji, ani dialogów by już same rysunki zbudowały odpowiedni klimat i intrygowały czytelnika. Co więcej, ich prostota wcale nie przeszkadza w prezentowaniu pełnych rozmachu scen walk czy imponujących plenerów.


Podsumowując, warto jest poznać „Rycerzy Sidonii”. To znakomita seria, która spodoba się nie tylko miłośnikom „Neon Genesis Evangelion”. Dobrze pomyślana, w fascynujący sposób opowiedziana, z każdym kolejnym tomem intryguje coraz bardziej. Dlatego też polecam gorąco.


Manga dostępna tu:

Komentarze