Toy Wars - Andrzej Ziemiański


TOY… SORRY


Z Ziemiańskim jest trochę tak, że wystarczy przeczytać jedną jego książkę, by znać właściwie wszystkie. Jeśli więc czytaliście jakąkolwiek powieść autora z kobiecą bohaterką w roli głównej, wiecie już doskonale co znajdziecie w „Toy Wars”. A co tam czeka na nowych czytelników? Twarda, śliczna, biuściasta i wyszczekana bohaterka i jej przygody w świecie detektywistycznych zagadek – w skrócie Ziemiański przelał na papier mokry sen zakompleksionego nastolatka, nadając mu pozory przemyślanej fabuły, który i tak znakomicie się czyta, choć na żadną głębię, psychologię czy wartości literackie nie macie tu co liczyć.


Poznajcie Toy, Zabaweczkę. Dwudziestokilkuletnią blond piękność o wielkim biuście, idealnym ciele, wyglądzie nastolatki, której nikt nie sprzeda nawet piwa i krótkowzroczności będącej chyba jedyną skazą jej ciała. Jeśli chodzi o charakter, Toy jest ostra, wojownicza, pyskata i uparta. Przez dwa lata była prostytutką, narkotyzowana i zmuszana do seksu ze średnią ilością ośmiu klientów na dzień zahartowała się nieco. Z takiego życia wyzwolił ją Paul, prywatny detektyw, który, jak na człowieka prawego i niepoprawnie romantycznego przystało, zaczął uczyć jej tajników swojego fachu i nigdy nawet nie tknął w wiadomy sposób. Traktował raczej jak córkę, dbał o nią, troszczył się, a teraz go nie ma. Umarł, pozostawiwszy po sobie właściwie trzy rzeczy: całkiem sporą fortunę na koncie, biuro detektywistyczne i warunek, że Zabaweczka odziedziczy pieniądze jeśli utrzyma się przez dziesięć lat w zawodzie, do jakiego ją przygotowywał, bez dorabiania w jakikolwiek sposób. Kto jednak powierzy ważne zadania kobiecie, która wygląda jak dziecko i zgrabnymi nóżkami nie sięga podłogi, kiedy siedzi na krześle? Dlatego też Toy wiedzie ciężki żywot, mieszkając w biurze, żywiąc się kocią karmą, pranie robiąc w osiedlowych pralniach i zdobywając tu i tam trochę gorsza tak, by nie dowiedzieli się o tym prawnicy. Wszystko zmienia się pewnego dnia, kiedy odwiedza ją najemnik, który wie o niej aż za dużo i chce zatrudnić do pewnego bardzo dobrze płatnego zadania…


Cóż, nie ma się co oszukiwać, „Toy Wars” to powieść dla dużych chłopców, o czym doskonale zaświadcza już sam tytuł. Z tym, że dla chłopców, którzy nie wyrośli z towarzyszącej nastoletniości burzy hormonów, w głowach mają więc tylko jedno i przez pryzmat tego postrzegają wszelkie kobiety, a ponieważ są facetami, wypada im jeszcze interesować się innymi męskimi rzeczami – jak choćby sensacyjne przygody. I tak w skrócie przedstawia się niniejsza powieść. Jak wspomniałem na wstępie, losy Zabaweczki to taki mokry sen zakompleksionego nastolatka, dlatego Toy jest seksowna, słodka, charakterna (ale charakteru, przynajmniej takiego konsekwentnie opartego na wierności psychologicznej, nie posiada), naiwna i wyzywająca. Jeśli jednak nie szukacie realizmu, a męskiej, wręcz samczej, lektury, będziecie zadowoleni.


Szczególnie, że Ziemiański pisze naprawdę dobrze. Lekko, prosto, czasem potocznie, ale przyjemnie. Owszem, jak przyzwyczaiły nas do tego jego książki, „Toy Wars” pełne jest najczęściej nieuzasadnionych wulgaryzmów i erotyki (ta druga pojawia się także na naprawdę udanych ilustracjach), ale przecież tego oczekuje docelowy odbiorca. Mężczyźni (a raczej nastolatkowie) będą zadowoleni, kobiety pewnie uznają przygody Zabaweczki za seksistowski twór, a jednak całość ma swój urok. I dostarcza solidnej (570 stron) porcji niezobowiązującej rozrywki w stylu „Achai” (tylko w wersji sensacyjnej i złożonej nie z kilku tomów, a kilku tekstów), w sam raz na kilka wieczorów z książką i wyłączonym mózgiem.

Komentarze