Triumwirat: Mag - Robert Zaręba, Zygmunt Similak


SMOKI, MAGIA I HUMOR


Powieściowy „Triumwirat”, co wspominałem już przy okazji pierwszego tomu tej opowieści, należy do nielicznych lubianych przez mnie polskich dzieł z gatunku humorystycznej fantasy. Świetnie bawiłem się przy tej książce, świetnie też bawię się przy komiksowej adaptacji za scenariusz której odpowiada sam autor. W końcu opowieść dostarcza dużo humoru, dużo akcji i w znakomity sposób bawi się motywami gatunkowymi.


Główny bohater tej opowieści dotychczas był zwyczajnym parobkiem, co to smarki w rękaw wycierał, języka w gębie zapominał, za dziewkami się oglądał, w kinolu gmerał, z innymi parobkami przy opłotkach lubił stawać, w psy kamieniami rzucać, po przyrodzeniu się drapać – jednym słowem uciech wszelkich swego stanu doznawać. Niestety los postawił na jego drodze rycerza i to na dodatek takiego porządnego, co to nie dość, że samemu dziewek nie bałamuci, chłopów w pysk nie leje ani nie pije zbyt dużo, to jeszcze swojemu giermkowi pić i innych rzeczy czynić nie da. Tak nasz niegdysiejszy parobek zaczyna przygotowania do swojej roli, obczepiony dzwoneczkami sygnalizującymi, że robi coś, czego mu nie wolno. Efekt? na każde brzękniecie, dostaje po łbie. I tak to mijają mu dni, aż w końcu nadchodzi czas wyruszenia na wielką bitwę. Krasnoludy, trolle, elfy, smoki, rycerze, demony, zombie, topielce, wisielce, strzygi, chimery, gryfy, dżiny… czego tu nie ma! Zaczyna się rzeź!


Czym byłoby dobre fantasy bez epickiej bitwy wielu różnych armii pełnych niezwykłych istot? Właśnie, dlatego też i „Triumwirat” Zaręby nie mógł obyć się bez podobnego elementu. Pytanie tylko, kto to widział, żeby takie starcie prezentować na początku drugiego z trzech tomów? Ale z drugiej strony czemu nie? W fantasy i tak ciągle ktoś z kimś gdzieś obija sobie pyski na miecze, strzygę zaciuka w krzakach, smoka okrutnego rozpęka jakąś owcą z siarka, więc wielka wojna nie musi wcale prowadzić do finału. Szczególnie, że ta nie zajmuje jakoś wiele miejsca, a przy okazji dostarcza sporo dobrej zabawy.


Zresztą porcji zabawy dostarcza cały ten tom. Od początku do końca jest wesoło, ciągle coś się dzieje, ciągle bohater pakuje się w kolejne tarapaty, a na nudę nie ma nawet chwili. Do tego dochodzi niezła szata graficzna, bardziej kreska Similaka pasuje do żartów rysunkowych, niż komiksów, ale świetny kolor poprawia ogólne wrażenie. Szczególnie, że drugi tom w odróżnienia od pierwszego w całości został wydrukowany w kolorze, co cieszy.


Jeśli zatem lubicie fantasy i macie ochotę pośmiać się nieco, „Triumwirat” to propozycja dla Was. Lekka, sprawna i wypełniona żartami po brzegi. Polecam.

Komentarze