Triumwirat: Rycerz - Robert Zaręba, Zygmunt Similak

KONIEC TRIUMWIRATU


Jeśli nie liczyć opowieści przeznaczonych dla najmłodszych czytelników, polski komiks fantasy jest gatunkiem dość ubogim. Bo jakie dzieła można tu wymienić? „Wiedźmina”? Wszystko, co w gatunku najlepsze nasi rodacy stworzyli za granicą, na zagraniczny rynek i razem z zagranicznymi autorami („Thorgal”, „Szninkiel”, „Skarga utraconych ziem”). Wszystko? Nie do końca, bo „Triumwirat” Zaręby i Smilika to kawał dobrej opowieści graficznej w realiach fantasy (oczywiście komediowego), który dostarcza konkretnej porcji rozrywki.


Głównym bohaterem tej opowieści jest chłopak, wcześniej parobek, od pewnego czasu zaś giermek pewnego rycerza, który brał udział w bitwach i mieszał się w dziwne wydarzenia. Teraz jego przygoda powoli zbliża się ku końcowi, aczkolwiek nic jeszcze na to nie wskazuje. Potworów obrodziło, więc jest komu mordę obić, łeb uciąć, flaki wywlec na świeże powietrze, ale żadna to przecie filozofia. Kiedy znów wyruszają w drogę, stają na popas w pewnej chacie, w nocy budzą ich szepty, potem jest cios w pysk i obaj budzą się w krasnoludzkiej grocie otoczeni przez małe, wąsate i brodate stworzonka. Co ich tu czeka? I co czeka ich dalej? Co przystoi rycerzowi, a co nie? I jak zakończy się ta historia?


Trzeci i ostatni tom „Triumwiratu” w pewnym stopniu skojarzył mi się z przygodami Guliwera, jakie ten klasyczny bohater przeżywał wśród liliputów. Szczególnie, że Swift pisał dzieła satyryczne, a w komiksie Zaręby (opartym na jego powieści pod tym samym tytułem) satyry także nie brak. Bardziej gatunkowej, niż społecznej (chociaż i na tą znalazło się nieco miejsca), ale jednak. Oczywiście nie próbuję zrównywać obu dzieł, żeby nie było, niemniej pewne podobieństwo można tutaj zauważyć.


„Triumwirat: Rycerz”, jak i pozostałe tomy, to jednak przede wszystkim lekka, przygodowa i zabawna opowieść dla wszystkich tych, którzy lubią fantastykę, a w szczególności fantasy i chcą się przy okazji pośmiać. Humoru jest tu dużo, czasem dowcipy są niewybredne, ale zawsze skuteczne. Na nudę nie ma miejsca, ciągle coś się dzieje i na dodatek w niezłym stylu.


Niezłe są też rysunki. Zawsze powtarzam, że Similak nie należy do moich ulubieńców i lepiej wychodzą mu dowcipy niż komiksy, niemniej tutaj sprawdza się nieźle. Szkoda tylko, że ten tom w całości pozostał czarnobiały, bo kolor jednak dawał ciekawy efekt. Tak czy inaczej jednak, jeśli lubicie dobrą, humorystyczną fantastykę, nie zawiedziecie się. Ja ze swej strony polecam.

Komentarze