Czarny młot #1: Tajna geneza - Jeff Lemire, Dean Ormston


MŁOT NA NUDĘ W SUPERHERO


Od lat przeciwnicy komiksów superhero narzekają, że te kiszą się we własnym sosie. I od lat także pojawiają się albumy udowadniające, że gatunek ten wciąż ma do zaoferowania coś świeżego. I takim właśnie dziełem jest „Czarny młot”, niepozornie wyglądająca opowieść z pogranicza superbohaterskich historii akcji i oldschoolowego horroru, udowadniająca jak powinno się robić tego typu historie.


Farma Czarny Młot wydaje się gospodarstwem jakich wiele znajdziecie na odludziu. Zwykłe drewniane budynki gospodarcze, taki sam dom, bydło, roślinność, rozległe przestrzenie, gospodarz ubrany w kraciastą koszulę… Jednakże nic nie jest takim, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Wszyscy, którzy tutaj mieszkają nie są zwykłymi ludźmi – tu superbohaterowie, o których heroizmie nikt nie ma najmniejszego pojęcia. Abraham Slama, przypominający chodzące drzewo Barbarlien, oszalały pułkownik Weird, robot Talky Walky nastolatka Golden Gail i inni przed dziesięcioma laty byli gwiazdami Spiral City. Jednakże w trakcie walki z Antybogiem Joseph ‘Czarny Młot’ Weber poświęcił się, by pokonać wroga, a jego towarzysze zostali przeniesieni w miejsce, w którym obecnie się znajdują. W miejsce, gdzie nikt ich nie zna. Zapomniani i coraz bardziej przygnębieni, starają się wieść życie na farmie, w miasteczku, za granice którego nie mogą się wydostać, nieważne jakby nie się starali. Usiłują odnaleźć się w tym świecie, nawiązywać relacje z innymi, jednocześnie chcąc uciec stąd, ale z ich prób niewiele wynika. Czy jeszcze kiedyś, choć na chwilę, staną się tym, kim być najlepiej potrafią? Czy zobaczą swój dom i przypomną o swojej dawnej chwale?

Tymczasem córka Czarnego Młota, dwudziestotrzyletnia pracownica gazety Global Planet, pisze artykuł o bohaterach. Wszyscy są przekonani, że ci zginęli w trakcie walki z Antybogiem, chociaż nikt nigdy nie znalazł ich ciał – są też tacy, którzy nie wierzą, że herosi w ogóle istnieli. Ona jednak jest pewna, że przed dziesięcioma laty zdarzyło się coś innego, a bohaterowie wciąż żyją gdzieś tam i jest gotowa znaleźć ich za wszelką cenę…


Siłą komiksu napisanego przez Jeffa Lemire’a („Animal Man”, „Green Arrow”, „Old Man Logan”) z pewnością jest klimat. I swoisty realizm. To przynajmniej rzuci się w oczy czytelnikom mniej z opowieściami obrazkowymi zapoznanym. Mamy tu bohaterów rodem z filmów Science Fiction i horrorów ze złotej ery tych gatunków, mamy też małomiasteczkową scenerię, licznych bohaterów w tle, dziwne zdarzenia i dziwne postacie. Porównania do „Z archiwum X” nie są w tym wypadku bezzasadne, jednak mi osobiście nastrój panujący na kartach „Czarnego młota” bardziej przypomina komiksy Mike’a Mignoli (wypowiadającego się zresztą na okładce), z tym jego mrokiem i duszą atmosferą. Scenarzysta zadbał by całość była na dodatek klaustrofobiczna i tajemnicza, a fakty na temat bohaterów, świata i przeszłości dawkuje nam powoli i w umiejętny sposób.

 

Jednakże to tylko najbardziej oczywiste rzeczy, jakie zauważa się w trakcie lektury. Czytelnicy bardziej zaznajomieni z komiksami znajdą tu o wiele więcej – w szczególności mnóstwo easter eggów. Bohaterowie „Czarnego młota” bardzo mocno przypominają tych doskonale znanych wszystkim czytelnikom. Mamy tu Thora, Marsjańskiego Łowcę Głów skrzyżowanego z Grootem czy nawet taką tutejszą Lois Lane pracującą nie dla Daily Planet, tylko Global Planet. Wróg naszych herosów też przypomina pewien czarny charakter z komiksów DC – tak jak on zresztą nosi miano Antyboga. Lemire składa swoim dziełem hołd komiksom ze złotej i srebrnej ery (chociaż nie tylko) oraz filmom fantastycznym z lat 40-60. XX wieku.


Są w tym jakieś nowości? Nie, ale jest rewelacyjne żonglowanie popkulturowymi motywami i znakomite wykonanie. Twórcy bawią się tym komiksem, a my wraz z nimi i nie chcemy przestać. Całość w końcu narysowana jest po prostu znakomicie, kreską nieco kojarzącą się ze wspominanym już Mignolą i uzupełniona o prosty, ale doskonale dobrany kolor. Świetne jest też wydanie. Standardowa sztywniejsza okładka i papier kredowy to jedno, drugą rzeczą jest mnóstwo dodatków: posłowie zdradzające losy powstawania „Czarnego młota”, szkice, komentarze, adnotacje, dodatkowe rysunki… Po prostu super. Znakomity komiks zarówno dla nowych czytelników tego medium, jak i starych wyjadaczy chleba, stanowiący dzieło, w którym w doskonałych proporcjach połączono superhero z niszowym komiksem grozy. Polecam bardzo, bardzo gorąco!

Komentarze