Amelia Bedelia i Boże Narodzenie - Peggy Parish


ŚWIĄTECZNA KLASYKA


Powoli zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Wprawdzie gdy piszę te słowa, dzielą nas od nich jeszcze niemal trzy tygodnie, warto jednak już teraz rozejrzeć się za prezentami, przede wszystkim oczywiście tymi, dla najmłodszych. Warto też by wśród nich znalazła się jakaś wartościowa lektura, a urocza książeczka „Amelia Bedelia i Boże Narodzenie” nadaje się do tego doskonale. To w końcu jedna z klasycznych publikacji, które mimo upływu lat nieprzestały urzekać i cieszą zarówno dzieci, jak i dorosłych.


Kimże jest tytułowa Amelia Bedelia? Jeśli jeszcze tego nie wiecie, jest to gosposia pracująca u państwa Rogers. Jak na gosposię przystało, zawsze ma coś do zrobienia, zawsze też wszystko pokręci, stając się przyczyną wielu komicznych sytuacji. Co więc zgotuje tym razem, skoro zbliżają się Święta, ten okres w roku, kiedy jest najwięcej do zrobienia i przygotowania? Właśnie! Na dobry początek pani Rogers każe jej upiec ciasto świąteczne, ale skąd tu wziąć… święta do tego ciasta? Sześć kubków prażonej kukurydzy? Nie ma problemu – gorzej, kiedy pani domu nie sprecyzuje czy chodzi jej o taką ilość uprażonej czy do prażenia. Ale co z kominem, skoro zjawić ma się Mikołaj? Czym wypełnić skarpety by przybić je nad kominkiem? I najważniejsze, jak ubrać choinkę – a dokładniej, jakie ubrania dla niej znaleźć i co zrobić z tymi odstającymi gałęziami, które tylko przeszkadzają? Amelia Bedelia na wszystko ma sposób, nie koniecznie zgodny z oczekiwaniami, ale dający… hmm… ciekawe (czyt. komiczno-destrukcyjne) rezultaty!


Peggy Parish, autorka, która zmarła niemal 30 lat temu, serię o Amelii pisała przez ćwierć wieku, zaczynając w roku 1963 i nie przestając do samej śmierci. W tym czasie spod jej ręki wyszło dwanaście książeczek o zabawnych perypetiach nieco szalonej gosposi, ale dzieciom to nie wystarczyło. Dzieciom, które pokochały jej książki, nawet jeśli nie lubiły czytać, co chyba jest najlepszą recenzją jaką można wystawić tej serii. Cykl doczekał się więc kontynuacji, jej pisaniem zajął się syn autorki, Herman, ale nic nie zastąpi klasyki.


Dlaczego? Chociaż Peggy pisała w sposób prosty i bardzo lekki, typowy dla dziecięcych publikacji, robiła to z talentem i pasją. Chciała tworzyć opowieści, które podobałyby się najmłodszym, bo wiedziała, jak bardzo książki potrafią nudzić. I stworzyła lekturę zabawną, wciągającą i pouczającą, a jeśli chodzi o „Boże Narodzenie”, także bardzo klimatyczną. W świątecznym okresie dzieci taką książką będą zachwycone, dorośli zresztą, jeśli będą czytać książkę razem z dzieckiem, też znajdą tu coś dla siebie. A wszystko to przepięknie zilustrowane i bardzo ładnie wydane.


W skrócie: znakomita lektura pod choinkę. Idealnie komponująca się z kubkiem gorącej czekolady, z krajobrazem zaśnieżonego świata za oknami i talerzykiem z ciastem (niekoniecznie takim, jakie zaserwowałaby Amelia). Polecam.

Komentarze