Śmierć Wolverine'a - Charles Soule, Steve McNiven


POŻEGNANIE WOLVERINE’A


Bohaterowie komiksowi, w szczególności ci z Marvela, mają to do siebie, że często giną – i równie często powracają do życia. Nie inaczej rzecz ma się z Wolverine’em, który życie tracił już kilka razy (choćby w „Erze Ultrona” czy „X-Men: Czasy minionej przyszłości”), ale teraz nadszedł czas by najpopularniejszy z mutantów odszedł z tego świata na dobre – albo przynajmniej na dość długi czas. A wszystko to w znakomitej opowieści, która zainspirowała niedawno twórców kinowych do nakręcenia filmu „Wolverine: Logan”.


Po trwającym trzy miesiące odliczaniu, w trakcie którego Rosomak miał się pogodzić z własną śmiertelnością, nadszedł czas by stawił czoła wydarzeniom mogącym kosztować go najwyższą cenę. Niedawno stracił swoją zdolność do regeneracji, a żaden z naukowców nie może znaleźć na to leku. Mr. Fantastic jest pewien, że w końcu się to uda, ale do tego czasu Wolverine musi unikać walki. I nie chodzi wcale o zranienia, choć te także nie pozostałyby bez wpływu na jego stan, ale o rzeczy, na które dotychczas nie zwracał uwagi. Był w końcu w Hiroszimie, kiedy zrzucono tam bombę, promieniowanie może spowodować u niego białaczkę, poza tym za każdym razem kiedy wysuwa szpony, do jego ciała dostają się potencjalnie zabójcze bakterie. Co więcej, nawet zwykły wstrząs mózgu może być dla niego śmiertelny, bo z powodu zrobionej z adamantium czaszki nie da się przeprowadzić na nim żadnego zabiegu medycznego. Wolverine nie może więc angażować się w jakiekolwiek konflikty, jeśli chce przeżyć, jednak nie będzie to łatwe. Ktoś dowiedział się o jego stanie i wyznaczył nagrodę za jego głowę. Za Loganem ruszają najlepsi mordercy, a on stara się przetrwać za wszelką cenę i odkryć kto stoi za tym wszystkim…

 

Po dwutomowej historii „Wolverine: Trzy miesiące do śmierci”, którą czytelnicy przyjęli z mieszanymi uczuciami – ja jednak bawiłem się całkiem nieźle – nadszedł czas na wielki finał losów Rosomaka. I jest to finał, który nie zawodzi czytelniczych oczekiwań. Dobrze pomyślany, brudny, krwawy i emocjonujący, jest nie tylko lepszy od „Trzech miesięcy”, ale także od wspomnianego na wstępie, mocno przereklamowanego filmu „Wolverine: Logan”. Mamy tu wprawdzie do czynienia głównie z opowieścią akcji, ale dynamiczną, ciekawą, nierozwleczoną i z szacunkiem żegnającą nas z Loganem.


Najlepiej jednak i tak wypadają tu ilustracje Steve’a McNivena, autora doskonale znanego choćby ze znakomitego „Staruszka Logana” (także będącego inspiracją do wspomnianego wyżej filmu). Jego rysunki są realistyczne i pełne szczegółów. Uzupełnione o dobry kolor tworzą znakomity klimat całości, nie tyle uzupełniając scenariusz, co podnosząc wartość całej opowieści. Ale że i fabuła trzyma poziom, album wart jest polecenia każdemu miłośnikowi komiksów Marvela. Nie ważne czy lubicie X-Menów, czy nie, czy czytaliście „Trzy miesiące do śmierci”, czy też darowaliście sobie owo odliczanie, „Śmierć Wolverine’a” to komiks, który spodoba się wszystkim fanom superhero. Ja ze swej strony polecam gorąco i wyczekuję kolejnego eventu z mutantami, „Axis”.

Komentarze