Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni #1: Prawo Sinestro

TAKŻE DLA ZIELONYCH


Długo polscy czytelnicy musieli czekać na solowe przygody Green Lanterna, ale w końcu się doczekali. W latach 1992-1994 TM-Semic wydało 10 zeszytów regularnej serii, przybliżając nam genezę i kilka wydarzeń z życia Hala Jordana, potem zarówno on, jak i inni posiadacze kosmicznej mocy pojawiali się na kartach wielu komiksów, a w międzyczasie był też jeden album ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów DC”. Teraz znów wracają z własnym tytułem i zanosi się na to, że na dłużej zagoszczą na sklepowych półkach. I dobrze, bo to naprawdę niezłe komiksy zarówno dla miłośników postaci, jak i czytelników zupełnie… zielonych, jeśli chodzi o Green Lanterna.


Sinestro był największym wrogiem Korpusu Zielonych Latarni. Kiedyś wprawdzie należał do ich własnych szeregów, ale z czasem przeszedł na stronę zła, zakładając własny Korpus i doprowadzając do konfliktu, który wstrząsnął Lanternami. Obecnie dowodzony przez niego Świat Wojny zajmuje miejsce zniszczonej planety Oa – siedziby Zielonych Latarni. Żółte światło strachu pochodzące od Parallaxa zaczyna roznosić się po wszechświecie, ale to zaledwie początek. Zniknęli bowiem wszyscy Green Lanterni. Hal Jordan, ostatni z nich, też nie znajduje się w najlepszym położeniu. Skazany za zbrodnie, których nie popełnił (o tym, że wszelkie winy wziął na siebie w konkretnym celu wie tylko jedna osoba), władający Rękawicą Krony, wykuwa własny pierścień i wraca do działania. Chce dowiedzieć się, co się stało z jego towarzyszami, a także znów stawić czoła swojemu największemu wrogowi. Walka wydaje się z góry przegrana, ale nie dla Hala Jordana.

„Czy w blasku dnia, czy w cieniu nocy / Strzeż się zielonej pierścienia mocy!”


Nigdy wcześniej nie czytałem samodzielnych przygód Green Lanterna. Cóż, nie jestem fanem tej postaci, film najchętniej bym zapomniał, a i jeśli mam już wybierać między DC (do którego Hal należy), a Marvelem, to ten drugi wydawca komiksów bardziej do mnie przemawia. Ale linia „Odrodzenie” przekonała mnie do siebie kilkoma znakomitymi tytułami, dlatego też od pewnego czasu daje szansę historiom z herosami, których wcześniej raczej omijałem. I nie żałuję, bo jak dotąd na żadnym z nich się nie zawiodłem – i nie zawiódł mnie także „Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni”.


Co oferuje ta seria? Przede wszystkim szybką akcję, kosmiczne przygody, spektakularne pojedynki i tym podobne. Czyta się to szybko, kolejne fajerwerki ogląda z przyjemnością, a całość dostarcza dobrej zabawy. Nie ma tutaj co prawda wielkich nowości, znaczących przemian czy głębokich treści, ale to przyjemny rozrywkowy komiks środka, zrozumiały dla stałych czytelników, jak i tych, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z Green Lanternami od tego właśnie miejsca.



Strona graficzna? Także nie zawodzi. Kreska Van Scivera i Sandovala jest realistyczna i dobrze pasuje do opowieści. Obaj artyści rysują zresztą w sposób podobny do siebie, więc album zachowuje spójność. Całość pozostawia po sobie jak najbardziej pozytywne wrażenie, więc jeśli szukacie niezłej, lekkiej mainstreamowej serii, „Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni” ma szansę się Wam spodobać.


Komentarze