Pan Lodowego Ogrodu. Tom I - Jarosław Grzędowicz

KOLEKCJA NIEZŁEJ POLSKIEJ FANTASTYKI


To nie będzie tylko i wyłącznie recenzja pierwszego tomu „Pana Lodowego Ogrodu” – tych w sieci krąży już dostatecznie dużo. Ponieważ ta powieść otwiera zarazem zarówno własny cykl, jak i kolekcję Mistrzowie Polskiej Fantastyki, warto przyjrzeć się także tej drugiej jako całości. Dwie rzeczy mogę zdradzić już na wstępie: Grzędowicz napisał niezłą książkę, a sama seria zarówno jeśli chodzi o cenę, jak i jakość wydania prezentuje się naprawdę atrakcyjnie.


Zacznijmy jednak od tego o czym właściwie jest „Pan Lodowego Ogrodu”. Mamy daleką przyszłość, ludzkość podbijającą kosmos i problemy, których nie rozwiązał postęp technologiczny i naukowy. Przyczyną tych ostatnich jest obecnie planeta Midgaard, zamieszkana przez człekopodobną cywilizację, która znajduje się na etapie rozwoju daleko w tyle za osiągnięciami ludzi. Ludzkość wysyła tu różne ekspedycje naukowe i misje badawcze, ale oczywiście ich członkowie musieli zrezygnować ze wszystkich udogodnień i rzeczy, jakich nie ma na Midgaardzie. I tak na niewiele by się im to zdało, bo w okolicach globu wszelka technologia z nieznanych przyczyn zaczyna szybko szwankować i psuć się. Co więcej, żadna z dotychczasowych ekip, które przybyły na powierzchnię, nie powróciła ani nie dała znaku życia. I tu na scenę wkracza komandos Vuko Drakkainen, który, choć nieszczególnie chętnie, ma samotnie odszukać swoich poprzedników, dowiedzieć się co się z nimi stało i powrócić. Żadne z tych zadań nie będzie łatwe, bo tak, jak oni, nie może posiadać ani ubioru ani broni z własnego świata, a zagrożenie czai się na każdym kroku. Midgaard wita go w końcu niezwykłościami, jakich się nie spodziewał, a także wydarzeniami, w jakich centrum nie chciałby się znaleźć jakikolwiek człowiek…


„Pan Lodowego Ogrodu” nie jest zbyt odkrywczy, książek Science Fantasy nie brakuje przecież na naszym rynku, także klasycznych już pozycji. Pisywali je również nasi rodacy, w tym Lem choć wprawdzie ujęcie pewnych jego dzieł w tego typu ramy wyrządziłoby im sporą krzywdę. Grzędowicz w niezły sposób powielił motywy pomieszane nieco (ale tylko nieco) z mitologią skandynawską i skupił się na stworzeniu lekkiej opowieści przygodowej w klimatach Fantasy. Sprawnie napisanej (szczególnie na początku, kiedy w jego stylu da się wyczuć większy pazur i większe zainteresowanie własną opowieścią) i podążającej dość utartą ścieżką, ale przyjemnej w odbiorze i mającej swój klimat.


Sama treść wprawdzie niczym szczególnym nie zaskakuje, ale też i nie stanowi rozczarowania. Wręcz przeciwnie, bo „Pan Lodowego Ogrodu” to mimo wszystko jedna z ciekawszych rodzimych lektur tego typu, doceniona przez czytelników, jak i krytyków. Mogło być wprawdzie lepiej, ale doceńmy co mamy. Czepiać nie można się jednak samego wydania. Jak na kolekcję dostępną w salonach prasowych, cena jest atrakcyjna, bo to w końcu ledwie 17 zł za wcale nie cienki tom, mamy też twardą oprawę, niezły papier i niby drobiazg, ale przyjemny – format całości nie jest pomniejszony, jak to często bywa. W środku czeka jeszcze zakładka z ilustracją panoramy, w jaka układają się grzbiety okładek całej kolekcji.


Jednym słowem warto. Bo dobrze, bo solidnie i bo tanio. Ale przede wszystkim dlatego, że ten tom, jak i wiele pozostałych (wypowiadam się o tych, które miałem okazję czytać, jak „Achaja”) to udana lektura dla miłośników rodzimej fantastyki.

Komentarze