MIŁOŚĆ
NIEJEDNO MA IMIĘ
W opowieściach o miłości
praktycznie zawsze wszystko musi się skomplikować. Losy uczucia nie toczą się
tak, jak tego byśmy chcieli tego my ani bohaterowie, a kandydatów do serca
poszczególnych postaci przybywa – a ich lista zmienia się dość dynamicznie.
Szósty tom „Ścieżek młodości” to kwintesencja takiego podejścia do tematu. I to
kwintesencja jakże udana, pełna emocji i oferująca czytelnikom świetną zabawę.
Trwa szkolny festiwal, podczas
którego uczniowie przebrani są za pokojówki a uczennice wdziały stroje
kamerdynerów. W obsługiwanej przez nich kawiarni pojawia się Narumi,
dziewczyna, z którą kontakt od pewnego czasu utrzymuje Kou. Zakochana w nim
Futaba stara się dowiedzieć o niej jak najwięcej i zrozumieć relacje, które ich
łączą. W swoich staraniach nie jest sama, ale czy jest gotowa poznać prawdę? A
może jednak nie ma się czego bać?
Tymczasem Kikuchi coraz bardziej
zbliża się do Futaby i stara się zwrócić na nią swoją uwagę, co zauważają chyba
wszyscy, poza nią samą. Ale na tym nie koniec miłosnych zawirowań. Kominato
stara się pokazać Murao co jest wart, ta jednak nie widzi świata poza Tanaką.
Jakie jednak ma szansę konkurować z nauczycielem? I jak dziewczyna zareaguje na
jego proste, szczere wyznanie? Jednocześnie w życiu Futaby dochodzi do
wydarzenia, które może odmienić wszystko na zawsze. Wydarzenia, na które
czekała, ale teraz gdy wreszcie do niego doszło, zaczyna zmagać się z
wątpliwościami, które tylko podsycane są przez zachowanie Kou. Co wyniknie z
tego wszystkiego?
Przekonacie się o tym sięgając po
szósty tom „Ścieżek młodości”, choć jak wiadomo akcja wciąż dopiero się
rozkręca, więc o żadnych ostatecznych odpowiedziach nie ma nawet mowy. Ale o to
przecież chodzi, o tę niepewność kto z kim i co właściwie z których relacji
wyniknie. Io Sakisaka w świetnym stylu buduje napięcie i wywołuje duże emocje.
Problemy i wątpliwości, jakie stają się udziałem jej bohaterów, choć
nagromadzone i podkręcone do maksimum, także są przekonujące i życiowe,
trafiają więc do serca i umysłu, a całość potrafi przy okazji także rozbawić.
A wszystko to w towarzystwie sympatycznych
postaci (Io Sakisaka nie tworzy tutaj jakichś czarnych charakterów tylko
zwyczajne, zakochane osoby, różnie się zachowujące, czasem altruistyczne,
czasem samolubne, ale bardzo krwiste) i równie sympatycznej autorki. Całość
uzupełnia miała dla oka, prosta, lekka i delikatna szata graficzna, a także
świetne wydanie. Każdy miłośnik dobrych opowieści romantycznych, takich dość
klasycznych, jeśli chodzi o fabułę, ale udanych i wyciskających z tematu co najlepsze
będzie zadowolony. Ja ze swej strony polecam bardzo gorąco, ta seria wciąga jak
odkurzacz.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz