Alvin Czeladnik - Orson Scott Card

TO JESZCZE NIE KONIEC ALVINA


„Opowieści o Alvinie Stwórcy” to zdecydowanie jeden z najciekawszych cykli z gatunku alternate history. Czwarty tom serii, mimo iż w roku 1996 zdobył Locus Award w kategorii najlepszej powieści fantasy, nie jest może najlepszą jej odsłoną, jednak to wciąż kawał dobrej fantastyki. I nadal dzieło, które czyta się naprawdę znakomicie.


Alvin nigdy nie miał lekko, w jego życiu nie brakował ani wrogów, ani trudności i tak samo jest również tym razem. A przecież miało być tak dobrze, miał nadejść spokój i wytchnienie, jednakże kiedy tylko nasz bohater znów wyrusza w drogę, trafia do więzienia, oskarżony przez swojego dawnego mistrza o kradzież złotego pługu. To jednak zbyt mało, wśród zarzutów pojawia się także ten o morderstwo, a proces ma jedno zadanie – wykazać czy rzeczywiście jest on Stwórcą.
Tymczasem brat Alvina, Calvin, wyrusza do Europy, starając się na własną rękę zostać Stwórcą. Tam odwiedza kolejne kraje i poznaje różnych ludzi. Wśród nich jest prawnik mogący przydać się na procesie brata, ważniejsze jednak stają się spotkania z Napoleonem i Balzakiem. Od tego pierwszego dowiaduje się, jak manipulować ludźmi, w tym drugim znajduje sojusznika, z którym powraca do Ameryki, a duet, który tworzą może być naprawdę groźny…


„Opowieści o Alvinie Stwórcy” pierwotnie miała być trylogią, jednakże jak to w takich przypadkach często bywa, na trzech tomach się nie skończyło. Czwarty stanął więc przed trudnym zadaniem godnego kontynuowania historii, która zdobyła już sławę i uznanie czytelników na całym świecie. Jak z niego wybrnął? Całkiem nieźle, choć niestety czuć już pewne zmęczenie materiału i to, że „Alvin Czeladnik” powstał po części trochę na siłę.


Z minusów warto też wymienić pewną wtórność, ale Orson Scott Card, jak zresztą wielu innych pisarzy, już tak ma, że powraca wciąż do tych samych motywów i identycznie konstruowanych postaci, co w sumie trudno uważać za coś złego. Tego w końcu czytelnik, któremu wcześniej się owe elementy podobały, jeśli nie oczekuje, to przynajmniej przyjmuje z przyjemnością. Liczy się wykonanie, podanie tego odbiorcy w odpowiedni sposób, a to nie zawodzi.


„Alvina Czeladnika”, jak i poprzednie tomy, czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Nie ma tu dłużyzn, nie ma przynudzania i rozpisywania się. Jest za to ciekawa akcja, interesujące wykorzystanie szansy na opowiedzenie własnych dziejów świata od pewnego jego momentu i zaszczepienie na literacki grunt autentycznych postaci.


Jeśli podobały się Wam poprzednie tomy, także ten Was nie zawiedzie. Bo to po prostu kawał dobrej lektury, pomysłowej i wykonanej bez zarzutu. I nawet jeśli tym razem nie ma tu większego wow, całość wciąż robi spore wrażenie i warta jest polecenia każdemu miłośnikowi fantastyki, co niniejszym czynię.

Komentarze