Lucky Luke #59: Pony Express - Morris, Xavier Fauche, Jean Léturgie

NAJSZYBSZA POCZTA NA DZIKIM ZACHODZIE


W najnowszym tomie „Lucky Luke’a”, tytułowy bohater, najszybszy kowboj na Dzikim Zachodzie, który strzela szybciej, niż jego cień, musi zmierzyć się z… najszybszą pocztą. Jak więc można się spodziewać, akcja nie zwalania tempa ani na sekundę, bohaterowie gnają na złamanie karku, a kolejne dowcipy padają z prędkością kul wyrzucanych z karabinu maszynowego. Ale skończmy z tymi naprędce wymyślanymi określeniami powiązanymi z szybkością i przyjrzyjmy się samemu albumowi.


W Waszyngtonie trwa świętowanie, ponieważ Kalifornia została przyłączona do USA, niestety jest jedne problem. Podróż tam trwa tam tak długo, że nawet z jajek zdążają wykluć się kury, więc jak mają tam na czas dotrzeć najświeższe rozporządzenia? Dlatego też zostaje ogłoszony konkurs, kto znajdzie sposób dostarczania poczty w dziesięć dni, wygra 50 000 $, a jeśli nikomu się to nie uda, nagroda przypadnie Pacific Railway, by zbudowano tam linię kolejową. Zadania podejmuje się William Russel który zakłada firmę kurierską Pony Express. Jednakże władze Pacific nie chcą, by wygrana trafiła do kogoś innego, niż oni. Dlatego są gotowi na wiele, byle tylko zniechęcić wszelkich potencjalnych konkurentów. Jedyną nadzieją jest dla Russela Lucky Luke, ale czy on będzie w stanie podołać nowemu wyzwaniu?


„Pony Express”, jak wszystkie pozostałe tomy „Lucky Luke’a” to kawał dobrego komiksu rozrywkowego. Klasyki gatunku, która po dziś dzień pozostaje tak samo atrakcyjna, co przed laty, wciąż bawiąc dużych i małych. Nawet tych, którzy tak, jak ja nie znoszą westernów i tylko okazjonalnie dadzą się uwieść jakiemuś dziełu tego typu.

Ale przecież, mimo całej tej gatunkowej otoczki, „Lucky Luke” to przede wszystkim komedia przygodowa, w której głównie chodzi o to, by rozbawić czytelnika. Czy to słownie, rysunkowo czy sytuacyjnie. Akcja i kolejne wydarzenia służą przede wszystkim temu, by generować kolejne żarty – i spajać je. Ale nie bójcie się, fabuła nie została potraktowana pretekstowo, przygody bohaterów zawsze są ciekawe, a przy okazji autorzy nigdy nie szczędzą nam satyry, który przypadnie do gustu starszym odbiorcom serii.


Podobnie jest z szatą graficzną. Cartoonowa, czysta kreska i prosta kolorystyka głównie zawsze przyciąga dziecięcy wzrok,  ale i dorośli docenią klasyczne ilustracje Morrisa, człowieka, który Lucky Luke’a stworzył. Ich klimat, urok i znakomite wykonanie są nie tylko ponadczasowe, ale i ponad podziałami wiekowymi. To zresztą zaleta klasyki, współcześnie rzadko zdarzają się tego typu dzieła, a szkoda.

Dobrze jednak, że mamy takie serie, jak „Lucky Luke” właśnie, czy „Smerfy”. Pozostaje mieć też nadzieję na kolejne wznowienie „Asteriksa”, póki co jednak cieszymy się tym, co mamy, a jest czym. „Pony Express” to bowiem udany komiks i polecam go każdemu miłośnikowi najszybszego kowboja na świecie, dobrych, europejskich serii humorystycznych i komiksów, które bawią w naprawdę dobry sposób.



A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.




Komentarze