MANGA
SUPERHERO
„My Hero Academia” była chyba
najbardziej wyczekiwaną przeze mnie od lat premierą z gatunku shōnen. Ba, od
nastoletniości kiedy zaczytywałem się tego typu tytułami, żaden z nich nie
przykuł tak bardzo mojej uwagi, jak właśnie ten. A to tylko dzięki samej
zapowiedzi polskiego wydania – o zawartości miałem tyle pojęcia, ile obiecywał
mi tytuł. Co aż tak zwróciło moją uwagę? Wywołująca sentyment szata graficzna i
gatunkowe schematy po raz kolejny ożywione w nieźle zapowiadającej się
opowieści. I nie zawiodłem się, bo „My Hero Academia” to dobry komiks. Nawet
jeśli w pierwszym tomie zdarzyło się kilka bzdurek, zabawa z tą mangą jest
znakomita, a wraz z tą częścią staje się jeszcze lepsza.
Zanim przejdę do omówienia fabuły
tego tomu, dla formalności przypomnę o co w tym wszystkim chodzi. A chodzi
mniej więcej o to, że u dzieci zaczęły pojawiać się niezwykłe zdolności. Nikt
wprawdzie nie znał pochodzenia tych mocy, jedna ich posiadaczami stało się 80%
społeczeństwa, a co za tym idzie pojawiło się mnóstwo superbohaterów i
superłotrów. I, oczywiście, szkoły trenujące młodych ludzi by stali się
herosami. Główny bohater, czternastoletni Izuku Midoriya, urodził się jednak
bez żadnych zdolności. Mimo to marzył, by dostać się do Akademii Superbohaterów
i w końcu nadarzyła się okazja, by mógł tego dokonać. Niestety pojawiły się
kolejne problemy. Został wprawdzie przyjęty do szkoły, jednak nie potrafił
kontrolować swoich nowych mocy, co za każdym razem kończyło się dla niego
poważnymi urazami.
I kiedy zaczyna się akcja tego
tomu, nadal nie potrafi tego zrobić. Ma na szczęście pewną metodę, jak
zminimalizować szkody i zapał, który sprawia, że się nie poddaje. Na kolejnych
zajęciach ma wraz z kolegami wziąć udział w „zabawie” w superbohaterów i
superłotrów. Klasa podzielona zostaje na pary, a ich członkowie mają odgrywać
tych dobrych i złych. A dokładniej toczyć między sobą starcia w zamkniętych
przestrzeniach, by nauczyć się walk w praktyce. Przeciwnikiem Midoriyi zostaje
jego odwieczny szkolny wróg. Który z nich zwycięży?
Komiks superbohaterski przede
wszystkim kojarzy się każdemu z komiksem amerykańskim. To tam pełno mamy
przebranych herosów walczących z potężnymi wrogami, w ostatnich latach kino
także zaczęło mocno czerpać z tych dzieł, ale nie zapominajmy, że Japończycy
także tworzą mnóstwo podobnych opowieści graficznych i to z całkiem sporym
sukcesem. Weźmy choćby nieśmiertelnego reprezentanta tego nurtu, „Dragon
Balla”, który stał się światowym fenomenem i otworzył rynki na podobne tytuły,
a „My Hero Academia” to godny kontynuator tej tradycji.
Mamy tu bowiem wszystko to, czego
od takich dzieł oczekujemy. A zatem głównego bohatera, nieco niezdarnego, ale o
dobrym sercu, z którym czytelnik może się identyfikować, ładną dziewczynę,
wrednych i dziwnych kolegów, potężnych przeciwników, dużo akcji, walk, czasem
brutalności i krwi. Jest też humor, znakomita szata graficzna, lekka, momentami
prosta, jeśli chodzi o design postaci, ale potrafi też zachwycić, jak choćby
scenami z pewnym bohaterem, który się tu pojawia. Nastoletni czytelnicy będą
zachwyceni, a i dorośli, wychowani na takich shōnenach także będą bawić się
dobrze.
A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz