ZEMSTA
NAJLEPIEJ SMAKUJE NA ZIMNO
Popkultura wie o tym doskonale,
doskonale też zdają sobie z tego sprawę bohaterowie najnowszej na naszym rynku
powieści Robin Hobb, „Wyprawy błazna”. Po znakomitym „Skrytobójcy błazna”,
bohaterowie dwóch trylogii pisarki, powracają po raz kolejny by pokazać na co
ich stać, a także, oczywiście, poradzić sobie z kolejnymi kłopotami. I robią to
w świetnym stylu.
Niegdyś Bastard i Błazen, dwaj
serdeczni przyjaciele, zmienili świat. Za ich sprawą odrodziła się magia
smoków, królestwo zyskało stabilność… Szczęśliwe zakończenie? Niestety nie.
Teraz Bastard i Błazen znów się spotykają, jednak nie w okolicznościach, jakich
by chcieli. Ten pierwszy jest w ciężkim stanie, nie wiadomo czy przeżyje – ba,
umarł już, ale udało się przywrócić mu życie – ale chce jednego: zemsty. A któż
inny, jak nie Bastard mógłby mu w tym pomóc? Ten jednak porzucił profesję
skrytobójcy, założył rodzinę, jest szczęśliwym ojcem córki, Pszczoły, której
dorastanie chce zobaczyć. Nie odmawia przyjacielowi pomocy, na zemstę przyjdzie
jednak jeszcze czas, a on na razie chce przede wszystkim poświęcić się jedynej
bliskiej mu osobie, jaka została po śmierci żony. Niestety, prześladowcy Błazna
wkraczają do akcji, a ich działania kończą się uprowadzeniem Pszczoły. Co
prawda to nie ona była ich celem, ale do realizacji ich planów nada się równie
dobrze, co niegdysiejszy trefniś. Bastard nie zamierza na to pozwolić, wyrusza
do akcji, choć już i wiek nie ten, i zdolności nie te same. Wciąż jednak tli
się w nim dawna iskra i doskonale pamięta kim był, wrogowie nie mogą więc czuć
się bezpiecznie…
Przyznam, że nie spodziewałem się
czegoś takiego. Liczyłem, że w moje ręce trafi dobra powieść spod szyldu
fantastyki osadzonej w quasi średniowiecznych realiach – i oczywiście to
dostałem – ale nie, że będzie to taki odpowiednik Fantasy kina akcji ze
Schwarzeneggerem. Co nie znaczy, że się zawiodłem. Wręcz przeciwnie, „Wyprawa
Błazna” to kawał znakomitej lektury, a pisząc kawał mam tu także na myśli
niemal tysiącstronicową objętość tego tomu, która zachwyci nawet wymagających
miłośników fantastyki.
Z jednej strony mamy tu bowiem dość
klasyczną historię o walce o sprawiedliwość, ratowaniu bliskich, przyjaźni,
przygodzie i niebezpieczeństwach. Jednakże perfekcyjnie wykonaną, piękną pod
względem stylu i znakomitą, jeśli chodzi o sposób poprowadzenia akcji i
bawienia się z czytelnikiem. Już samo to wystarczyłoby, żeby cieszyć się
lekturą, Hobb jednak zdecydowała się przełamać to wszystko konwencją w stylu
kina akcji lat 80. Oczywiście nie czuć tego w trakcie lektury, refleksja, że
mamy tu do czynienia z opowieścią o twardzielu, który chciał sobie ułożyć
spokojne życie, jednak mu nie wyszło i musi teraz mścić się za przyjaciela i
ratować porwaną córkę przychodzi potem, ale tylko uatrakcyjnia lekturę.
Warto też wspomnieć nieco więcej o
samym pisarstwie Hobb. Bo już jej styl jest pełny i treściwy, taki, jakiego nie
spotyka się często we współczesnej fantastyce. Autorka ani nie przesadza z
kwiecistością, ani nie archaizuje zbytnio – pisze w sposób lekki, ale nie
prosty, głęboki i soczysty. Świetnie konstruuje przy tym swój świat,
zaludniając go krwistymi, realnymi bohaterami, a wszelkie fantastyczne
elementy, nawet te najdziwniejsze, podaje tak, że przekonują czytelnika bez
zastrzeżeń. Wszystko to natomiast prowadzi w sposób płynny, bez zbędnego rozwlekania
się i rozpisywania. Chociaż powieść, jak wspominałem, ma niemal tysiąc stron,
akcja nie zwalnia tempa, a całość pochłania się z wypiekami na twarzy.
Jeśli zatem nie znacie jeszcze
twórczości Robin Hobb (fanom autorki tej wydawniczej nowości polecać nie muszę,
z pewnością od dawna na nią wyczekiwali), koniecznie zapoznajcie się z jej
książkami. Zarówno z tą serią („Wyprawa” jest drugim tomem trylogii), jak i
wcześniejszymi dziełami o samodzielnych przygodach Błazna i Bastarda. Warto pod
każdym względem, bo to jeden z najlepszych przykładów współczesnego Fantasy i
dowód, że gatunek wciąż ma się dobrze, jeśli tylko znajduje się w odpowiednich
rękach.
Komentarze
Prześlij komentarz