OBUDŹCIE
MNIE, JAK BĘDZIE PO WSZYSTKIM
To chyba można by uznać za życiowe
motto bohaterek „Giant Days”, znakomitego komiksu komediowo-obyczajowego.
Dziewczyny najchętniej przespałyby swoje życie, które jest właściwie pasmem
problemów. I tak też jest w drugim tomie ich przygód, w którym ich losy plączą
się jeszcze bardziej, a kłopoty nie chcą odpuścić. I tylko czytelnicy wychodzą
z tego wszystkiego zwycięsko, bo znów dostają porcję rewelacyjnej zabawy, która
na równi potrafi rozbawić, co skłonić do refleksji.
Susan Ptolemy zostawiła za sobą
wszystko, spaliła dawne mosty i zaczęła wieść życie studentki. Tu, w nowym
miejscu, poznała dwie wspaniałe dziewczyny, Daisy Wooton i Esther De Groot, z
którymi zaprzyjaźniła się i stała niemal nierozłączna. Zaczęła dzielić z nimi
troski (przeważające w jej życiu) oraz radości (których jest tak niewiele), a
dzielić ma co. Teraz zbliża się czas balu. Wszystkie trzy zamierzają się tam
wybrać, jednak już od początku wszystko się sypie. Zdobycie ciuchów graniczy z
cudem, a to przecież zaledwie wstęp. Oczywiście na imprezie pojawiają się także
Ed i McGraw, ale nie jest to wielka pociecha w barze pełnym facetów, którzy w
głowie mają tylko jedno i bynajmniej nie jest to wcale miłość w sensie
uczuciowym, a tego chciałyby dziewczyny. Co więcej zjawia się tam także Nadia,
w której zakochała się z Daisy. Czy to jednak tylko i wyłącznie zauroczenie,
czy też może dziewczyna w rzeczywistości jest lesbijką albo biseksualistką? Jej
przyjaciółki chcą to ustalić, a co za tym idzie namawiają ją by przekonała się
eksperymentując z obiema płciami. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy
między niektórymi z dziewczyn i chłopaków zaczyna iskrzyć. Rzucone przypadkiem
stwierdzenie, kilka nieoczekiwanych gestów… Kto z kim wyląduje w łóżku? Jakie
będą tego konsekwencje? I co jeszcze czeka na nasze bohaterki w tych Wielkich
Dniach ich życia?
Bo, że czeka wiele, rozumie się
samo przez się. Na niniejszy album składają się cztery zeszyty serii, ja
powyżej opisałem dość ogólnie część akcji pierwszego z nich, możecie więc
oczekiwać, że zabawa z „Giant Days” dostarczy Wam więcej rozrywki, niż wskazuje
na to stosukowo niewielka objętość komiksu. Jak jednak powszechnie wiadomo,
liczy się nie ilość, a jakość, a niniejszy tytuł należy (obok „Paper Girls”,
„Odrodzenia” i „Zabij lub zgiń”) do najlepszych z oferty Non Stop Comics.
Co sprawia, że jest tak znakomity?
Przede wszystkim jego prawdziwość. Fabuła została przepuszczona przez komediowy
filtr, jednakże mamy tu do czynienia z komiksem poruszającym życiowe tematy,
znane doskonale każdemu z nas. Wchodzenie w dorosłość, problemy na polu uczuciowym,
złe decyzje, szukanie bliskości… Wymieniać można by długo. John Allison
znakomicie łączy to z gagami i dziwactwami, serwując nam smakowity kąsek, który
doskonale sprawdziłby się jako podstawa rewelacyjnego serialu tv, mającego
zadatki na rzecz kultową.
Do tego dochodzi świetna szata
graficzna. Najlepiej co prawda wypadają tu ilustracje Lissy Treiman (proste,
cartoonowe, ale doskonale oddające charakter całości), jednak także
delikatniejsza kreska Maxa Sarina prezentuje się całkiem nieźle. Do tego
dochodzi doskonały kolor, prosty, barwny niczym z komiksu dla dzieci, ale jakże
idealnie dobrany do całej reszty. Wszystko to, razem ze znakomitym scenariusz,
komponuje się w produkt finalny, który polecam gorąco każdemu miłośnikowi
dobrych, niemainstreamowych komiksów. Naprawdę warto.
Komentarze
Prześlij komentarz