Tank Girl #2 - Jamie Hewlett, Alan Martin

GIRL WITH A TANK


Jak powszechnie wiadomo komiks jest rozrywką przeznaczoną dla dzieci! Z tej też racji powinien reprezentować sobą konkretne wartości! Ej, ale co do…? Palenie? Picie?! Molestowanie kangurów?!! Zabijanie?!!! Co jest…? Tank Girl. Tank Girl jest! Jedna z najbardziej niepokornych komiksowych bohaterek, która pokazuje jak wyglądałby punk, gdyby nie był gatunkiem muzyki, a komiksu!


Tak szalona rzecz nie może zacząć się normalnie. I nie zaczyna. Tank Girl siedzi bowiem w psychiatryku – Czubkowie – gdzie zagubiona pośród labiryntu tego miejsca kojącego upośledzonych, stara się odzyskać kontakt z rzeczywistością. Ale czy to, co ją spotyka to prawda? A może koszmar? Albo jakieś hologramy? Jakie to ma w ogóle znaczenie…

A to zaledwie początek tego, co czeka na naszą bohaterkę. Seks i przemoc. Krew i alkohol. Wśród skaczących piersi, zwisających penisów i kangurów, nasza anarchistka mknie swoim czołgiem (albo rowerkiem, ale wtedy może osiągnąć orgazm i stracić rękę – tak, tak, niczego tu nie pomyliłem) i nie uznając żadnych świętości, robi to, co umie najlepiej – szaleje. Gotowi na bezkompromisową jazdę bez trzymanki? Tylko tu czekają na Was Pytol i Czuj w realiach klasyki kina, Opowieść Wigilijna Boogi, a nawet Cipek Kudłatek. Na deser dostaniecie natomiast historię o najbardziej po#%$@nym tytule, jaki można sobie wyobrazić, czyli „Pokur…one Afro Zombie Zdziry Znikąd”!


„Tank Girl” to kolejna seria komiksowa, której nie da się polecić wszystkim czytelnikom. Jej specyficzność jest tak dalece posunięta, że dla wielu okaże się pewnie absolutnie niestrawna. Jednak liczy się przecież to, że pewna grupka (docelowa) odbiorców będzie całością zachwycona. Jaka konkretnie? Chyba przede wszystkim nastoletnich i dorosłych, ale wciąż tkwiących mentalnie w młodości buntowników, którzy chcą odreagować. I przeczytać coś, co opiera się wszelkim zasadom i dobremu smakowi, jednocześnie podlewając całość solidną porcją erotyki, wulgarności i szaleństwa.


O fabułach nie ma sensu mówić zbyt wiele. To zbiór krótkich, absurdalnych historyjek, w których Hewlett i Martin eksperymentują z najróżniejszymi rzeczami. Mamy tu elementy infantylne, jak żywcem wzięte z komiksów dla dzieci, jest undergroundowy brud, są niewybredne żarty, wycinanki, poradniki, parodie… To po prostu trzeba przeczytać i samemu przekonać się czym jest „Tank Girl” i czy to nie dzieło akurat dla Was.


A jak to wszystko prezentuje się od strony graficznej? Dla mnie znakomicie. Kreska jest brudna, ale wyrazista, kto pamięta naszą rodzimą odpowiedź na ten tytuł, „Emilię, Tanka i Profesora”, wie czego może się spodziewać. W tym tomie na dodatek mamy całkiem solidną porcję kolorowych stron, świetnie wykonanych, czasem prostych, czasem kojarzących się nieco z pracami Simona Bisleya (z podkreśleniem słowa „nieco”), a całość uzupełnia galeria okładek zeszytowego wydania oraz kilka słów odautorskich. Miłośnicy undergroundowych klimatów będą bardzo zadowoleni i to im przede wszystkim polecam „Tank Girl”.

Komentarze