JEDNO
CIAŁO, DWIE OSOBY
„Tokyo Ghoul:re” to seria, która
mam wrażenie, wciąż stara się złapać wiatr w żagle. Po znakomitym pierwszym
cyklu opowieści o Kanekim, postawiono kilka intrygujących pytań, ale twórca
stara się, jak może, odwlec w czasie ich wyjaśnienie. W czwartym tomie akcja
zaczyna się klarować, a kilka rzeczy nabiera wyrazu, ale to przecież dopiero
początek opowieści, więc przed czytelnikami jeszcze wiele wrażeń.
Miesiąc po akcji „Sprzątanie
Aukcji” inspektorzy spotykają się na wspólnej Wigilii. Niezobowiązujące
rozmowy, jedzenie, ubieranie choinki, trochę żartów i anegdot… W trakcie tego
wieczoru dochodzi jednak do pewnego znaczącego wydarzenia: ktoś podrzuca
Haisemu dwa prezenty. Pierwszym z nich jest jego maska z czasów, kiedy był
Kenem Kanekim, drugim książka „Wisielec MacGuffina”, która może mu przynieść
upragniony przełom w rozumieniu samego siebie i dwóch osobowości, jakie muszą
żyć w jednym ciele.
Kilka miesięcy później trwa
odznaczanie inspektorów z BSG i członków oddziału Quinx za zasługi po ostatniej
akcji. Spokój nie trwa jednak długo, bo oto pojawia się nowe zagrożenie. Ktoś
masowo porywa ludzi, a pozostawione przez niego ślady wskazują, że pochodzi z
rodu Rosewald. Ci niemieccy Ghule zostali zniszczeni przez BSG, jednak pozostały
ich niedobitki. Zaczyna się nowa akcja nazwana kryptonimem „Rose”. Na tym
jednak nie koniec, bo pośród wielu innych rzeczy, jakie dzieją się
jednocześnie, Haise coraz bardziej zmaga się ze swoją drugą naturą. Kaneki chce
dojść do głosu, wspomnienia z poprzedniego życia atakują go coraz intensywniej,
a i ona sam stara się odkryć prawdę o tym, kim był kiedyś. W tym czasie jego
dawni towarzysze-Ghule, rozpoznawszy swojego poległego kolegę, zastanawiają się
do czego to wszystko doprowadzi…
„Tokyo Ghoul:re” zaczyna wreszcie w
bardziej bezpośredni sposób nawiązywać do poprzedniej serii, już nie tylko
samymi bohaterami pojawiającymi się tak na pierwszym, jak i dalszym planie, ale
również innymi elementami. Przy okazji pojawia się kilka odpowiedzi, a przynajmniej
ich zaczątków. Nadal jednak akcja dopiero się rozkręca i zawiązuje, więc nie
macie co spodziewać się wielkich zmian. Jednego jednak spodziewać się możecie:
dobrej zabawy.
W czwartym tomie autor dostarcza
czytelnikom zarówno konkretnej, krwawej akcji z nutą grozy, jak i bardziej
spokojnych momentów skupionych na rozmowach czy rozważaniach. Wszystko na
szczęście jest ciekawe i dobrze poprowadzone. Tradycyjnie nie zawodzi też szata
graficzna, szczegółowa, mroczna, w dużej mierze wspomagana przez komputerowe
efekty i cyfrowo przetwarzane tła. Jednak to wsparcie nowoczesnych technologii
nie rzuca się zbytnio w oczy, dodaje natomiast realizmu i szczegółowości rysunkom,
które momentami potrafią naprawdę zachwycić.
Nic więcej dodawać nie trzeba. Miłośnicy
horrorów akcji w stylu „Blade’a: Wiecznego łowcy” będą zadowoleni. Szczególnie,
że dzieje się tu naprawdę dużo, nie brakuje również zagadek i tajemnic, a
bohaterowie, których jest całe zatrzęsienie, są ciekawi i najczęściej sympatyczni.
Ja ze swej strony nadal polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz