MANITOU
POWRACA
Któż w Polsce nie słyszał o
twórczości Grahama Mastertona? Można nie lubić horrorów, można ich nie czytać i
unikać jak to tylko możliwe, ale trudno nie kojarzyć pisarza tak mocno
związanego z naszym krajem, jak on. Dzięki żonie o polskich korzeniach,
Brytyjczyk nie tylko często pojawiał się w naszej ojczyźnie, ale to tu m.in.
robił światowe premiery niektórych ze swych książek, a także w Warszawie
umieścił akcję jednej z nich. Z jego twórczością bywa co prawda różnie, bo tworzy
zarówno intrygujące i oddziałujące na wyobraźnię dzieła, jak i pełne
nietrafionych pomysłów, ocierające się o plagiat literackie koszmarki. Na
szczęście jego horrorowy debiut, "Manitou" to kawał dobrej literatury
i początek znakomitej serii, której kolejne części ukazują się właściwie po
dziś dzień. "Zemsta Manitou", druga książka cyklu, trzyma poziom
swego poprzednika i dostarcza solidnej porcji mocnych wrażeń.
Duch Misquamacusa powraca,
wcielając się w ośmioletniego chłopca i szykując do zemsty na białych ludziach.
Zapowiada odrodzenie dwudziestu dwóch szamanów, którzy za każdego zabitego
Indianina przeleją krew jednego białego. Szykuje się wielkie starcie w środku
którego znajduje się Neil Fenner, ojciec opętanego chłopca, który stara się
dowiedzieć co dzieje się z jego dzieckiem. W trakcie swoich poszukiwań spotyka
Harry’ego Erskine’a, który już wcześniej spotkał Misquamacusa. Wraz z pomocą
szamana imieniem Śpiewająca Skała jednoczą siły w walce z potężnym
przeciwnikiem. Czy mają jakiekolwiek szanse?
Graham Masterton to ważny dla mnie
pisarz, do którego na dodatek mam duży sentyment. To w końcu jego
"Drapieżcy" były moją pierwszą dorosłą lekturą - i zrobiły wówczas na
mnie duże wrażenie. Ale gdybym miał oceniać tylko na podstawie sentymentów,
daleko bym nie zaszedł. Lubię twórczość Brytyjczyka, ale nie jestem ślepy na
jej minusy, a tych nigdy nie brakowało. Zacznijmy może od tego, że jako autor
podręczników seksuologicznych, Masterton zawsze uwielbiał poruszać tematy
seksu. Tyle, że z pornograficznym niemal zacięciem, pełne chorych wizji niczym
z głowy nastolatka z burzą hormonów i nadmiarem wyobraźni, który całą swoją
wiedzę w temacie czerpał z hardcore'owych filmów XXX. Co może i by nie raziło,
gdyby całość opierała się właśnie na tym, ale nie w przypadku gdy są to wątki
poboczne, mocno odstające od treści. Poza tym autorowi zdarzyło się nieraz
zepsuć zakończenie czy nawet rozwinięcia poszczególnych wątków, a i - jak
wspominałem na wstępie - tworzyć plagiaty dzieł innych pisarzy.
Ale w "Zemście Manitou"
tego nie ma. Jest za to niezły horror z solidną dawką akcji. Jest tu nieco
humoru, choć już nie tak wyrazistego jak w części pierwszej, mniej jest też
subtelności - i tego najbardziej żałuję. Bo właśnie takie mniej epickie
manifestacje grozy i zła bardziej przemawiały do wyobraźni w poprzedniej odsłonie, budując zarazem świetny
klimat. Na szczęście równoważą to inne rzeczy, jak choćby widowiskowa scena
finałowej walki, kojarząca mi się z kinem lat 70. i 80. Czyli okresem, kiedy
powstałą także i ta powieść. Natomiast zamiast kopiowania motywów i wątków z
innych dzieł, w szczególności Lovecrafta, co zdarza mu się nader często,
Masterton zostawia w "Zemście" przyjemne smaczki i odniesienia dla
miłośników prozy twórcy Cthulhu.
A że przy okazji pisze w naprawdę
znakomity sposób, wszystko to czyta się szybko i przyjemnie. Owszem, nie jest
to literatura z wysokiej półki, ale Masterton to dobry rzemieślnik władający
lekkim piórem. Potrafi przykuć uwagę czytelnika, potrafi także zbudować dobre
napięcie, a co najważniejsze nie nuży. Ja ze swej strony "Zemstę
Manitou" polecam, każdy miłośnik literackiej grozy będzie zadowolony.
Komentarze
Prześlij komentarz