LADY
HAWKEYE W LOS ANGELES
Z "Hawkeyem" w moim
przypadku rzecz ma się tak, że nie przepadam już za samą postacią. Po pierwszy
tom jego przygód sięgnąłem zachęcony pozytywnymi opiniami i bawiłem się
naprawdę dobrze, ale nadal nie byłem do całości szczególnie przekonany. Dałem
jednak tytułowi drugą szansę i wtedy po prostu wpadłem. Scenariusz drugiego
albumu w końcu mnie zachwycił, rysunki i kolor utrzymały swój wysoki poziom, a
całość rozbudziła apetyt na więcej. Co prawda tom trzeci już mnie tak na kolana
nie rzucił, ale i tak dostarczył dokładnie tego, na co liczyłem. A ja wciąż mam
ochotę na więcej.
Hawkeye. Członek Avengers.
Najlepszy łucznik na Ziemi. Kiedy nie broni świata przed kosmicznym
zagrożeniem, wiedzie normalne, sąsiedzkie życie, pełne kłopotów z pomniejszymi
bandziorami albo kobietami. Ale tym razem to nie jest historia o nim, tylko o
Kate Bishop, która ma już dość. Czego? Właściwie wszystkiego, a w szczególności
Nowego Jorku i Clinta Bartona. Dlatego też pakuje się i wyjeżdża do Los
Angeles, zacząć nowe życie. Tam podejmuje pracę detektywa, zajmuje się
pierwszymi śledztwami w swojej karierze, ale przeszłość upomina się o nią.
Madame Masque szuka zemsty i depcze jej po piętach...
"Hawkeye" to zdecydowanie
jedna z najlepszych serii z Marvel Now. A przy okazji także najbardziej chyba charakterystyczna,
bo jakże odmienna od całej reszty. Co o tym decyduje? W obu przypadkach fakt,
że jej scenarzysta Matt Fraction postanowił zarówno odejść od konwencji
superbohaterskiej, jak i odciąć się od wydarzeń wszelkich eventów, które
wpływają właściwie na każdy tytuł tego wydawnictwa. Owszem, Hawkeye nadal jest
członkiem Avengers, nadal bierze udział w wielkich wydarzeniach, ale nie w tej
serii. W tej serii zmaga się (on czy też tak, jak w niniejszym tomie Lady
Hawkeye) z bardziej przyziemnymi problemami. Opowieść utrzymana jest przy tym w
klimatach noir, co tylko dodaje jej charakteru.
Także graficznie
"Hawkeye" wyróżnia się na tle innych pozycji z Marvel Now. Kreska
jest prosta, minimalistyczna, rzekłbym wręcz, że oszczędna, ale czysta i
doskonale oddająca nastrój całości. Podobnie minimalistyczny kolor także robi
duże wrażenie, a całość wieńczy tradycyjnie znakomite wydanie. W skrócie,
świetna rzecz zarówno dla miłośników Marvela, jak i kryminalno-obyczajowych
komiksów. Ja polecam gorąco i czkam niecierpliwie na kolejny tom.
Komentarze
Prześlij komentarz