KONIEC
MOLESTOWANIA KANGURÓW
Tank Girl, jedna z najbardziej
niepokornych komiksowych heroin, właśnie dotarła do kresu swojej wydawniczej
podróży na naszym rynku. Komiksów z nią jest co prawda zdecydowanie więcej,
kolejne miniserie i okazjonalne albumy ukazują się do tej pory, jednak te trzy
wydane przez Non Stop Comics tomy stanowią absolutną klasykę losów naszej czołgistki.
I to klasykę, którą warto jest poznać, choć jak to z podobnymi (czyt.
anarchistycznymi, undergroundowymi czy jak tam sobie chcesz) tytułami bywa, nie
jest to tytuł dla każdego.
Zacznijmy może od tego, o co w tym
wszystkim chodzi. Główna bohaterka to anarchistka jeżdżąca po Australii
przyszłości wielkim czołgiem imając się różnych zajęć, gra ludziom na nerwach,
mierzy się z kolejnymi wrogami i uprawia seks z kangurami. Przesadną higieną
nie grzeszy, jej ubiór też nie zawsze jest kompletny, za to rozrywkowe z niej
dziewczę. I tak w skrócie przestawia się "Tank Girl". Co na
czytelników czeka w tym tomie? Jeszcze więcej tego samego: walk, świntuszenia,
szalonych jazd, używek, wulgaryzmów, humoru, a nawet… historia zespołu The
Smiths!
"Tank Girl" albo się
lubi, albo się jej nienawidzi. Jak zresztą każdego charakterystycznego
bohatera, który gdzieś ma wszelkie świętości. Czołgistka to postać stworzona
można rzec dla odreagowania. Dla dania upustu swojemu buntowi, podchodząc do
wszelkich tematów z iście punkowym pazurem. Przygody Tank Girl są absurdalne,
czasem ocierają się o psychodelię, surrealizmu także im nie brak. Jest w tym
szaleństwo, brud, erotyka, wulgarność... Długo by wymieniać. Wyższe wartości?
Czasem wcale nie są one potrzebne, czytelnik chce po prostu dać upust swojej
buntowniczej części natury, a lektura tego komiksu skutecznie mu na to pozwala.
Oczywiście, jak pisałem na wstępie,
„Tank Girl” nie jest dla każdego. To komiks specyficzny, mocno związany z
punkowymi i undergroundowymi klimatami i to właśnie miłośnicy tego typu rzeczy
będą najlepiej bawili się podczas lektury. Autorzy nie uznają żadnych
świętości, są przy tym wulgarni, często niesmaczni i dosadni. Nie dbają o
prawdopodobieństwo, sens jest im rzeczą zbędną, chcą się po prosu bawić. Jak wulgarni
nastolatkowie, którzy cieszą się z odrobiny golizny, rzucanych przekleństw i używek.
Ale robią to talentem, który w szczególności widać w
znakomitej szacie graficznej. Brudnej, ale nie zatracającej w tym brudzie
czytelności, wyrazistej i wpadającej w oko. W tym tomie mniej jest kolorowych
stron (zresztą mniej jest też stron w ogóle), ale nie zmienia to faktu, że
dostarcza dobrej rozrywki miłośnikom punkowych tematów. Aż szkoda, że to już
koniec, ale ważne, że było warto. No i kto wie, co przyniesie przyszłość,
prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz