NA
POŁY PARODIA, NA POŁY HOŁD
Non Stop Comics, obok regularnego
serwowania kolejnych tomów znakomitych serii (a następne tytuły, na które
zacieram ręce, są już zapowiedziane), co jakiś czas wypuszcza na rynek
samodzielne albumy z zamkniętymi historiami. Kilka publikacji tego typu,
absolutnie wartych poznania, zagościło już na sklepowych półkach, teraz
nadszedł czas na dwie nowe. Pierwszą z nich jest zbiorcze wydanie „Śmierci
Stalina” (którego omówieniem zajmę się już niedługo), drugą ten oto komiks: najnowsze
dzieło Mike’a Mignoli, autora niezapomnianego „Hellboya”, a także wielu innych
świetnych tytułów, w tym kilku kultowych horrorów z Batmanem w roli głównej.
Zamek Golga – to tu odbywają się
niezwykłe przygotowania. Z okazji Nocy Walpurgii wampiry zbierają się by
odnowić swoje demoniczne śluby. Wiedzą jednak, że poluje na nie profesor
Meinhard.. Postanawiają więc przygotować się na jego przybycie.
Tymczasem Meinhard zjawia się w
klasztorze nad Bałtykiem by prosić znajdującego się tam człowieka o pomoc. Człowiek
ów, pan Higgins, który twierdzi, że teraz człowiekiem nie jest, przetrwał
starcie w zamku Golga, choć po traumatycznych przeżyciach nie chce tam wracać.
Profesor jednak potrzebuje pomocy w realizacji swojego plan, w zamian zaś
obiecuje mu, że go zabije, gdy będzie już po wszystkim. Niestety wkrótce on i
jego pomocnik wpadają w zastawione przez wampiry sidła. Czy ujdą cało z tej
niebezpiecznej przygody?
„Pan Higgins” to komiks rozdarty
pomiędzy udany scenariusz, a dość eksperymentalną, dziwną kreską, która jednych
kupi, a dla innych będzie nie do przyjęcia. Ja nie ukrywam, że wolałbym
ilustracje Mignoli, sam nie raz wyobrażałem sobie poszczególne kadry i strony
właśnie w jego wykonaniu, bo mrok i prostota, którymi raczył nas przez lata,
idealnie pasowałby do niniejszego komiksu. Ale prace Warwicka
Johnsona-Caldwella też są całkiem niezłe. Oniryczne, odkształcone, niemal
pozbawione czerni, mają coś w sobie. Jakąś taką swojską nutę, w końcu ku
takiemu stylowi ciążą w ostatnich latach polscy artyści komiksowi, co zresztą
jest uzasadnione – akcja dzieje się w nadbałtyckim kraju.
Ale prawdziwą gwiazdą tego komiksu
jest fabuła. Na poły parodystyczna, na poły stanowiąca piękny hołd horrorom ze
złotej ery tego gatunku, szczególnie dziełom studia Hammer i „Nieustraszonych
pogromców wampirów” Polańskiego, zabiera nas w podróż przez motywy znane
wszystkim miłośnikom grozy. Czego my tu właściwie nie mamy: wampiry, wilkołak,
demon, ponure zamczysko, czarna kareta, ślady z krwi, spowity mgłą cmentarz…
Każdy doskonale to zna, każdy widział to setki razy, ale w wykonaniu Mignoli i
Johnsona-Caldwella i tak to fascynuje i urzeka.
A jaka w tym wszystkim jest
lekkość, jaka radość z odtwarzania ukochanych motywów, jaka dobra zabawa, która
udziela się czytającym… Jak można tego nie docenić? Dodajcie jeszcze świetne
wydanie w twardej oprawie (na półce świetnie komponuje mi się ze zbiorczymi
edycjami „Hellboya” czy „Aliensami”, które Mignola ilustrował) i otrzymacie
komiks, który powinien znaleźć się w kolekcji każdego miłośnika Mignoli i
horrorów. Ja jestem bardzo, bardzo zadowolony i gorąco polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz