UBRANIA
TEŻ POTRAFIĄ ZABIJAĆ
Graham Masterton to jeden z tych
twórców, którzy w swoich powieściach potrafią zepsuć tak wiele swoimi
idiotycznymi pomysłami, a jednak czytelnik i tak z ochotą je chłonie. Bo mimo
takich minusów, brytyjski autor pisze naprawdę znakomicie. Jego książki czyta
się lekko i przyjemnie, mnóstwo w nich napięcia i znakomitego klimatu i nawet
jeśli czasem przesadza z erotyką czy brutalnością, wszystko to ma swój urok.
Nie inaczej jest też z jego najnowszym dziełem zatytułowanym "Wirus",
kolejnym udanym horrorem, w którym nie brak brutalności, klimatu i... humoru.
Wszystko zaczyna się od kobiety,
która popełnia makabryczne samobójstwo, polewając sobie twarz kwasem. Wkrótce
jednak podobnych spraw przybywa, pojawiają się również morderstwa. Detektyw
Jeremy Thomas Pardoe nie wie jeszcze z jakim koszmarem przyjdzie mu się
zmierzyć. Pracuje bowiem przy zwykłych, nudnych sprawach włamań do kontenerów z
ubraniami dla biednych, które stały się prawdziwą plagą Londynu. Kiedyś jednak
zajmował się kilkoma śledztwami dotyczącymi podobnych spraw, dlatego też
funkcjonariuszka Dżamila Patel zajmująca się zbrodniami honorowymi prosi go o
pomoc. Oboje łączą siły i wkrótce odkrywają, że związek z morderstwami i
samobójstwami mają… ubrania. Koniec sprawy? Raczej dopiero początek. Próba
rozwiązania zagadki wyśle bohaterów w daleką podróż, a także pokaże im czym
jest prawdziwy koszmar…
"Wirus" to powieść, która
pod wieloma względami przypomina mi bodajże najsłynniejsze dzieło Mastertona,
czyli cykl o "Manitou". Obie rzeczy mają podobny klimat, a do tego
ich główni bohaterowie dysponują zbliżonym poczuciem humoru. Do tego, choć
akcja dzieje się w innych krajach, a sama materia zła, że tak to ujmę, też jest
inna, a jednak oba wydają się ze sobą blisko spokrewnione. Ale to dobrze, bo
cykl o indiańskim złym szamanie należy do moich ulubionych książek brytyjskiego
mistrza grozy.
Co jeszcze można powiedzieć o
"Wirusie"? Że to lekka w odbiorze, nieskomplikowana, ale mroczna i
mocna książka. Nie brak w niej napięcia, duszna atmosfera obecna jest właściwie
przez cały czas, a do tego powieść po brzegi wypełniona jest brutalnością.
Masterton wręcz rozsmakowuje się tutaj w makabrycznych detalach, krew leje się
strumieniami, okaleczone ciała nie znikają szybko z "widoku", a trup
ściele się gęsto. Na dodatek Brytyjczyk opisuje to wszystko w sposób plastyczny
i mocno przemawiający do wyobraźni. Fani autora są już do tego w pewnym stopniu
przyzwyczajeni - choć trzeba przyznać, że i dla nich będzie to mocna rzecz -
ale dla nowych odbiorców okaże się naprawdę ekstremalną lekturą.
Oczywiście elementy gore
równoważone są przez bardziej spokojne i nastrojowe momenty oraz humor.
Wszystko to Masterton serwuje nam w sposób lekki, łatwy i autentycznie
wciągający. Jego gawędziarski styl jest naprawdę znakomity, a fakt, że tym
razem wszedł na teren legend miejskich znanych także w Polsce (kto nie pamięta
wszelkich ostrzeżeń, kiedy w naszym kraju powstawały pierwsze second handy?)
tylko dopomógł całości. Poza tym w
"Wirusie" widać także kilkadziesiąt lat autorskiej pracy, bo pisarz
wszystko podaje z wprawą i wyczuciem. Zabawa jest więc przednia, wrażenia
znakomite, a całość podsyca tylko ochotę na kolejne powieści autora. Ja ze swej
strony polecam gorąco wszystkim miłośnikom grozy, bo to jedna z najlepszych
prac Brytyjczyka.
Komentarze
Prześlij komentarz